Rządzący mają skłonność do twierdzenia, że komisje powoływane do badania ich działalności służą do bicia politycznej piany, a te, które mają badać grzechy poprzedników, wzmacniają demokrację i pomagają w dochodzeniu do prawdy. Przyglądając się decyzjom koalicji PO–PSL, trudno się oprzeć wrażeniu, że najchętniej badałaby ona działania PiS z lat 2005–2007, na swoje grzechy czy uchybienia zaś woli przymknąć oczy.
W Sejmie poprzedniej kadencji powołano dwie komisje związane z byłymi rządami PiS – tzw. komisję naciskową, która miała wyjaśnić, czy organy ścigania działały na zlecenie polityczne, i w sprawie okoliczności samobójczej śmierci Barbary Blidy (warto zaznaczyć, że PiS, będąc u władzy, zablokowało powołanie tej komisji, kierując się tą samą filozofią co PO–PSL obecnie). Trzecia może być komisja do badania procesu likwidacji WSI.
Moda na śledztwa
Tymczasem przez siedem lat sprawowania władzy przez Platformę i ludowców została powołana tylko jedna komisja związana bezpośrednio z politykami PO, czyli badająca aferę hazardową. A wniosków o inne komisje było bez liku. Opozycja chciała badać prywatyzację stoczni w Gdańsku i Szczecinie oraz sprawę tajemniczego katarskiego inwestora, którym chwalił się rząd, a który być może nigdy nie istniał. PiS wnioskowało o komisję śledczą w sprawie finansów publicznych i w sprawie domniemanego lobbowania przez Jana Krzysztofa Bieleckiego na rzecz obecności rosyjskiego kapitału w tarnowskich Azotach.
Dla opozycji apele o komisję śledczą to sposób na krytykę rządzących
Partia Jarosława Kaczyńskiego w czerwcu 2010 roku domagała się powołania komisji śledczej do zbadania okoliczności katastrofy samolotu prezydenckiego, w której zginęło 96 osób, w tym Lech Kaczyński z małżonką. Działacze PO argumentowali, że toczy się śledztwo prokuratorskie w tej sprawie, więc nie ma powodu do powoływania komisji śledczej. Śledztwo do dzisiaj się nie zakończyło.