Demokratura między wyborami

Proponuję socjalizm. Taki ustrój, w którym państwem rządzi społeczeństwo.

Publikacja: 13.08.2014 02:18

Ktoś powie: ale przecież taki system już istnieje, bo mamy w Polsce demokrację. Czyżby? Rozejrzyjcie się. Czy macie poczucie wpływu na decyzje państwowe? Nie, rządzą partie, które są mało liczne i zupełnie wyizolowane od społeczeństwa. Kiedy mamy kontakt z partiami? Podczas kampanii wyborczej. Raptem wyrastają spod ziemi i zawracają nam głowę. By zaraz po głosowaniu znowu zniknąć z naszego życia na kolejne cztery lata.

Kolejne rządy od 1989 roku prywatyzują, idą na wojnę, odbierają uprawnienia socjalne i pracownicze obywatelom, decydują o nas bez nas. A kiedy protestujemy przeciw, na przykład, wydłużeniu wieku emerytalnego czy prywatyzacji stołówek szkolnych, mówią nam: o co wam chodzi? Przecież głosowaliście. Działamy na wasze polecenie. Wiedziały gały, co brały.

Sęk w tym, że żadna partia nawet nie próbuje udawać, że jest gotowa spełniać swe obietnice wyborcze, a między wyborami partie rządzące z nikim się nie liczą ani nie konsultują, tylko sprawują zwyczajną dyktaturę. Dlatego ten rodzaj demokracji sprowadzającej się do wyborów raz na cztery lata i ignorowania woli społeczeństwa między jednymi a drugimi wyborami wielu słusznie nazywa „demokraturą".

To zjawisko jest szczególnie widoczne, gdy wkurzeni obywatele próbują zmusić władzę do zarządzenia referendum. A władza, ignorując miliony podpisów, odmawia społeczeństwu prawa do decydowania w sprawach, które muszą być dla niego ważne, skoro się mobilizuje i masowo podpisuje owe petycje.

Skąd jednak pomysł, że gdyby demokracja działała, czyli gdyby społeczeństwo, a nie obce mu partie, sprawowało władzę, ustrój kraju tak rządzonego można by nazwać socjalizmem? Przecież to, co znamy pod nazwą socjalizmu, to była dyktatura jednej partii.

System panujący w Polsce w latach 1945–1989 został nam narzucony przez obce mocarstwo i był co najwyżej karykaturą idei socjalistycznej, której istotą było zawsze uznanie pracy za najwyższą wartość, a pracowników za suwerenów, gospodarzy tak w miejscu pracy, jak i w państwie.

Nie zmienia to jednak faktu, że system panujący w naszym kraju po 1989 roku też został nam narzucony. Dziś 93 proc. ankietowanych Polek i Polaków opowiada się za tym, by państwo aktywnie tworzyło miejsca pracy. Ponad połowa społeczeństwa, jak wynika z badań, gotowa jest nawet płacić wyższe podatki w zamian za przywrócenie opiekuńczej roli państwa, a grono zwolenników prywatyzacji czegokolwiek topnieje systematycznie, mimo oficjalnej propagandy. Gdyby to zależało od zdecydowanej większości społeczeństwa, nie byłoby umów śmieciowych, a płace nie stanowiłyby, jak dzisiaj, 35 proc. dochodu narodowego tylko, tak jak na zachodzie Europy, ponad połowę.

Historia pokazała, że socjalizm, ustrój realizujący konstytucyjną zasadę sprawiedliwości społecznej, nie może powstać odgórnie. Tylko oddolne demokratyczne dążenia społeczeństwa mogą stworzyć warunki dla większej równości i wolności. Niestety, wielu ludzi z kształtujących opinię publiczną elit uważa, że społeczeństwo „nie dorosło" do decydowania o sobie.

Tych, którzy – jak ja – mają odmienne zdanie, wyzywają od populistów. Wyrażają obawę, że gdyby przyzwolić na te wszystkie referenda, gdyby dopuścić większość obywateli do decydowania, owa większość zbyt często by się myliła. Wolą więc decydować za nas. I pewnie nie mielibyśmy nic przeciwko temu, gdyby historia ostatnich 25 lat była rzeczywiście pasmem sukcesów, gdyby, jak mówi hasło Platformy Obywatelskiej, „żyło się lepiej". Jednak tak nie jest.

Socjalizm, który proponuję, to nie jakieś danie gotowane według ściśle opisanego w książkach klasyków marksizmu przepisu. To raczej proces uwalniania się społeczeństwa z niewoli klasy politycznej, która wysługując się zagranicznemu kapitałowi i rodzimym oligarchom, zaniedbuje najważniejsze sprawy własnych obywateli. Ufam bowiem, że gdy ludzie żyjący z pracy własnej, a nie wyłącznie kosztem cudzej pracy, uzyskają wpływ na sprawy państwa, na społeczne i gospodarcze reguły gry, nie będą podejmować decyzji sprzecznych z ich własnym interesem. To przy obecnym, stosunkowo wysokim poziomie dochodu narodowego powinno nam wszystkim, ciężko pracującym obywatelom RP, zapewnić godne, w miarę dostatnie i szczęśliwe życie.

Autor jest działaczem społecznym. W czasach PRL działacz demokratycznej opozycji. Potem lider PPS i dwukrotnie poseł wybranym z listy SLD.

Ktoś powie: ale przecież taki system już istnieje, bo mamy w Polsce demokrację. Czyżby? Rozejrzyjcie się. Czy macie poczucie wpływu na decyzje państwowe? Nie, rządzą partie, które są mało liczne i zupełnie wyizolowane od społeczeństwa. Kiedy mamy kontakt z partiami? Podczas kampanii wyborczej. Raptem wyrastają spod ziemi i zawracają nam głowę. By zaraz po głosowaniu znowu zniknąć z naszego życia na kolejne cztery lata.

Kolejne rządy od 1989 roku prywatyzują, idą na wojnę, odbierają uprawnienia socjalne i pracownicze obywatelom, decydują o nas bez nas. A kiedy protestujemy przeciw, na przykład, wydłużeniu wieku emerytalnego czy prywatyzacji stołówek szkolnych, mówią nam: o co wam chodzi? Przecież głosowaliście. Działamy na wasze polecenie. Wiedziały gały, co brały.

Pozostało 82% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej