Mateusz Szczurek przyznał dziś na antenie Radia TOK FM, że wzrost gospodarczy Polski w przyszłym roku będzie niższy od pierwotnie szacowanego. Zamiast planowanego 3,8 proc, wzrost ma wynieść 3,4 proc. Jak zaznaczył jednak, nie ma to dużego związku z sytuacją na Ukrainie i wynikającej z niej obniżki kursu złotego. Jego zdaniem, taki spadek to "naturalna i pożądana" reakcja.
- Pamiętajmy o tym, że w takim otoczeniu gospodarczym, kiedy pojawiają się problemy z handlem zagranicznym, zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie, z powodu wolniejszego ożywienia gospodarczego w Europie, słabszy złoty jest naturalną reakcją i pożądaną reakcją na takie właśnie otoczenie. Po to mamy płynny kurs - powiedział Szczurek.
Minister wyjaśnił, że prawdziwym problemem jest natomiast ryzyko powrotu do recesji w strefie euro.
- W tym obniżeniu większą wagę ma wolniejsze ożywienie w strefie euro niż sytuacja na Ukrainie. Znacznie bardziej boję się sytuacji w strefie euro niż zaburzeń w handlu związanych z konfliktem na Wschodzie - powiedział Szczurek. - To jest problem w innym wymiarze. Bardziej jesteśmy narażeni na deflację w strefie euro i powrót recesji w krajach UE - dodał.
Szef resortu finansów zapowiedział również, że Polska będzie starała się ograniczyć pożyczania pieniędzy za granicą, dlatego nie przewiduje kolejnych emisji polskich obligacji w tym roku.