W Stargardzie Szczecińskim, w Szkole Podstawowej nr 8, obowiązkowe zajęcia dla pięcioletnich zerówkowiczów zaczynają się o godz. 6.30. Dla części dzieci, które do szkoły dojeżdżają z innych miejscowości, oznacza to pobudkę kilka minut po 5 rano. Rodzice są wściekli. Sprawę opisał lokalny „Głos Szczeciński". Dyrektor stargardzkiego wydziału edukacji mówi wprost, że dzieci muszą się przemęczyć, bo reforma obniżająca wiek szkolny wymusiła na szkołach zwiększenie liczby klas pierwszych, a ponieważ mają one określoną liczbę sal lekcyjnych, muszą pracować w systemie zmianowym.
Przypadek ze Stargardu to niejedyna tego typu sytuacja. Coraz więcej rodziców zaczyna się skarżyć na warunki, w jakich uczą się ich dzieci. W tczewskiej podstawówce nr 8 zerówkowicze zajęcia mają na przemian. We wtorek wychodzą ze szkoły o godzinie 18, by w środę być w niej na 7 rano. Dla tych, których rodzice pracują, oznacza to, że większą część dnia spędzają w szkole: jednego od rana czekają do godziny 12.30 na rozpoczęcie zajęć, kolejnego o 12 są już po lekcjach i oczekują, aż rodzice odbiorą ich ze szkoły.
W Wejherowie Szkoła Podstawowa nr 9 została wybudowana z myślą o tym, że będzie się w niej uczyć 600 uczniów. Dziś jest ich 900.
– Mamy ograniczoną liczbę sal, które mogliśmy wyposażyć zgodnie z wymaganiami dotyczącymi młodszych uczniów, by zapewnić wszystkim wysokie standardy nauki. Jedna z klas pierwszych rozpoczyna zajęcia dopiero o godzinie 14 – przyznaje Aleksandra Klawitter-Pohnke, wicedyrektor szkoły.
Sześcioletni syn pani Oli w tym roku rozpoczął naukę w Szkole Podstawowej nr 1 w Ząbkach. – Plan zajęć jest absurdalny, raz lekcje rozpoczynają się o 7.15, innego dnia o 13.45 – tłumaczy. – W jednym i drugim przypadku oznacza to, że długie godziny spędzi na świetlicy. Trudno mi uwierzyć, że później będzie chętne i zdolne do nauki w domu.