Bohater ostatniej akcji - sylwetka Igora Ostachowicza

Nikomu premier Donald Tusk nie był tak wdzięczny za siedem lat wspólnej pracy, by w rewanżu zapewnić synekurę wartą ponad 2 mln zł rocznie. Igor Ostachowicz stał się ofiarą sukcesu Tuska – i własnego.

Publikacja: 01.10.2014 02:00

Bohater ostatniej akcji - sylwetka Igora Ostachowicza

Foto: Fotorzepa, Jerzy Dudek jd Jerzy Dudek

Ostachowicz to w polskiej polityce fenomen. Nikt nigdy przed nim nie był osobistym trenerem premiera, specem od politycznego marketingu i propagandy w jednej osobie. O jego pomysłach krążą legendy – to on wymyślił „politykę miłości", którą Tusk epatował w swej pierwszej kadencji. To on opracował metody wyjścia cało ze wszystkich kolejnych politycznych kłopotów premiera – od tak incydentalnych jak powieszenie się jednego ze sprawców porwania Krzysztofa Olewnika (za co wyleciał z rządu minister sprawiedliwości) po największe skandale, takie jak afera hazardowa (gdy doradził dymisję połowy rządu z szefem MSWiA Grzegorzem Schetyną na czele) oraz afera taśmowa (gdy z kolei polecił wstrzymanie się z dymisjami).

– Wbrew pozorom Igor zawsze był niesłychanie zachowawczy. Akceptował tylko te pomysły, które dawały gwarancję, że Tusk na nich zyska wizerunkowo – opowiada wieloletni współpracownik premiera.

Dla Ostachowicza nieważne były partia i rząd, ważny był tylko i wyłącznie Tusk

Ostachowicz nigdy nie był jednym z dworzan Tuska – polityków, których szef rządu znał ze wspólnej działalności w Kongresie Liberalno-Demokratycznym w latach 90. Pojawił się w jego otoczeniu późno, dopiero latem 2007 r., gdy Platforma po raz pierwszy szła po władzę. Do sztabu PO przyprowadził go obecny szef Klubu PO Rafał Grupiński, wówczas autor przemówień Tuska. W tamtej kampanii Ostachowicz zbliżył się do lidera Platformy tak bardzo, że po wygranej w naturalny sposób został ministrem w jego premierowskiej kancelarii. To był fenomen także dlatego, że wcześniej był związany ze znienawidzoną w Platformie ekipą PiS.

Zaczęło się od Rokity

Do polityki szedł długą i krętą drogą. Jest absolwentem szkoły pielęgniarskiej. Trafił tam trochę z przypadku – nie dostał się na medycynę, a bał się powołania do wojska.

Pierwsza praca? – W szpitalu psychiatryczno-neurologicznym. Jako sanitariusz – wspominał w wywiadzie dla „Newsweeka". – Bardzo ciężkie doświadczenie. Jak wyjazd na wojnę. Umierają ludzie, trzeba się nimi zająć, horror absolutny. Za to były punkty, a ja wciąż chciałem zdawać na medycynę.

Ostatecznie skończył stosunki międzynarodowe na Uniwersytecie Warszawskim. Po studiach, w latach 1998–2005, pracował w kilku firmach, głównie z branży kosmetycznej i medycznej. Zajmował się marketingiem i promocją. Wtedy zaczął się także zbliżać do polityki. Wrażenie zrobiły na nim prace sejmowej komisji śledczej ds. afery Rywina, a zwłaszcza najbardziej błyskotliwy śledczy – Jan Rokita.

Przyjaciel Ostachowicza zaprowadził go na spotkanie z Rokitą. – Bardzo chcieli mi wtedy pomagać, aby uczynić ze mnie, a zwłaszcza z mojej żony, profesjonalistów w dziedzinie komunikacji publicznej. Zaprzyjaźniliśmy się – wspominał po latach Rokita.

Ostachowicz tworzył osobistą kampanię wyborczą Rokity w 2005 r., gdy jako „premier z Krakowa" miał on objąć władzę na czele koalicji PO–PiS. Tyle że wybory wygrała nie Platforma, lecz PiS. Ostachowicz współpracą z partią, która pozostała w opozycji, nie był zainteresowany. Trafił do gabinetu Grażyny Gęsickiej, minister rozwoju regionalnego w rządach PiS – poznał ją, bo także współpracowała wcześniej z Rokitą.

Tak jak z Rokity, tak i z Gęsickiej próbował zrobić medialny produkt. Jednak pani minister, twardo stąpająca po ziemi, nie była tym zainteresowana. Wówczas po raz pierwszy wylądował na nomenklaturowym stanowisku – został dyrektorem marketingu w państwowym koncernie Polskie Sieci Elektroenergetyczne (dziś Polska Grupa Energetyczna). Na tej synekurze wytrwał do lata 2007 r., kiedy zaczęła się rozpadać koalicja PiS–Samoobrona–LPR. Wtedy właśnie dokonał zwrotu ?– wszedł do sztabu wyborczego PO i omotał Tuska.

Wyłącznie dla premiera

To nie jest tak, że Ostachowicz ulepił nowego Tuska. Sam lider PO przeszedł wyraźną przemianę, najpierw współtworząc Platformę, a potem jako lider opozycji po podwójnej porażce z PiS w 2005 r. Nowy współpracownik pomógł jednak Tuskowi wydobyć jego naturalne interpersonalne zdolności. Podsuwał mu polityczne zagrywki i triki, które emocjonowały media – a  przez to opinię publiczną – odwracając uwagę od realnych problemów rządzenia. Umiał wychwycić to, czego inni nie dostrzegali, dostarczać trafnych analiz sytuacji i proponować oryginalne rozwiązania.

Jednocześnie Ostachowicz dawał Tuskowi gwarancję, że pracuje wyłącznie dla niego i na niego. Nieważne były partia i rząd, ważny był tylko i wyłącznie Tusk. Ostachowicz – w odróżnieniu od innych speców od PR – nie brał ani grosza z partyjnej kasy. Zarabiał tylko jako minister w Kancelarii Premiera.

Te zarobki – jakieś 12 tys. zł miesięcznie ?– doskwierały mu od dłuższego czasu. Miał porównanie z biznesem, nawet tym państwowym. Wszak odchodząc z PSE, dostał ponad ćwierć miliona złotych odprawy. – Wielokrotnie w ostatnich latach prosił o zgodę na transfer do jakiejś dużej spółki Skarbu Państwa – opowiada bliski współpracownik premiera. Najlepiej do Orlenu, z którego szefem Jackiem Krawcem się przyjaźni. – Zastanawiałem się nad zawodem, który da mi pieniądze, ale nie będzie wymagał całkowitego poświęcenia. Tylko tak trochę. A potem wracam i mam czas dla siebie – mówił szczerze w jednym z wywiadów.

Chciał mieć pieniądze, aby swobodnie pisać – wszak jest autorem dwóch książek, w tym nominowanej do nagrody Nike kontrowersyjnej powieści „Noc żywych Żydów".

Ale dopóki Tusk był w politycznej grze na krajowym podwórku, nie chciał się zgodzić na ten skok do biznesu. Potrzebował Ostachowicza jak talizmanu, który gwarantuje zwycięstwo. Zielone światło dla posady w Orlenie dał dopiero wtedy, gdy zdecydował się odejść z krajowej polityki. To była ostatnia decyzja Tuska, podjęta w przededniu utworzenia rządu Ewy Kopacz. W finale jednak przez Kopacz zablokowana.

Nic po sobie nie zostawił

Wielu polityków PO uważa, że odejście Ostachowicza z Kancelarii Premiera to dowód, iż Tuskowi wcale nie zależy, aby jego następczyni się udało. Rzeczywiście, pełen wpadek początek premierostwa Kopacz to dowód, że Ostachowicz nad nią nie czuwał. W dodatku w Kancelarii Premiera nie zostawił po sobie żadnych procedur ani standardów promocji szefa rządu. Wszak wszystko opierało się na jego osobistych, intuicyjnych relacjach z Tuskiem.

Skoro nie zostanie w rządzie, do państwowego biznesu dostać się już nie ma szans, to co z nim będzie? Donald Tusk twierdzi, iż jest tak dobry, że przydałby mu się w Brukseli.

Ostachowicz to w polskiej polityce fenomen. Nikt nigdy przed nim nie był osobistym trenerem premiera, specem od politycznego marketingu i propagandy w jednej osobie. O jego pomysłach krążą legendy – to on wymyślił „politykę miłości", którą Tusk epatował w swej pierwszej kadencji. To on opracował metody wyjścia cało ze wszystkich kolejnych politycznych kłopotów premiera – od tak incydentalnych jak powieszenie się jednego ze sprawców porwania Krzysztofa Olewnika (za co wyleciał z rządu minister sprawiedliwości) po największe skandale, takie jak afera hazardowa (gdy doradził dymisję połowy rządu z szefem MSWiA Grzegorzem Schetyną na czele) oraz afera taśmowa (gdy z kolei polecił wstrzymanie się z dymisjami).

Pozostało 89% artykułu
sądownictwo
Sąd Najwyższy ratuje Ewę Wrzosek. Prokurator może bezkarnie wynosić informacje ze śledztwa
Kraj
Znaleziono szczątki kilkudziesięciu osób. To ofiary zbrodni niemieckich
Kraj
Ćwiek-Świdecka: Nauczyciele pytają MEN, po co ta cała hucpa z prekonsultacjami?
Kraj
Sadurska straciła kolejną pracę. Przez dwie dekady była na urlopie
Kraj
Mariusz Kamiński przed komisją ds. afery wizowej. Ujawnia szczegóły operacji CBA
Materiał Promocyjny
Co czeka zarządców budynków w regulacjach elektromobilności?