Policjanci oskarżyli kierowcę m.in. o znieważenie ich koleżanki, groźby pozbawienia jej życia. Historię pana Tomasza, menedżera z Warszawy, opisaliśmy w połowie października.
Nagrał on samochodową kamerą kierowcę, który jechał bardzo szybko, wyprzedzał na podwójnej ciągłej, przejechał na czerwonym świetle, a na jednym z rond poruszał się pod prąd. Później się okazało, że był to policjant z Komendy Stołecznej, który przyjechał po narzeczoną pod jeden z komisariatów na warszawskim Mokotowie. Tam doszło do scysji.
Policjant próbował znaleźć nagranie swoich wyczynów w samochodzie menedżera, ale ten powalił go na ziemię. Później pirat próbował go uderzyć. – Groził, że mnie urządzi – wspominał pan Tomasz.
Policjanci kazali mu jechać do domu. Jednak po godzinie do niego przyjechali, by go zatrzymać. Kilka godzin spędził na komisariacie, gdzie usłyszał zarzuty.
Po miesiącu śledztwa prokuratura umorzyła sprawę. – Przestępstwa nie było – mówi Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury.