Szymon Ruman: Prawica musi odzyskać zdolność wygrywania w dużych miastach

W programie PiS i jego koalicjantów próżno szukać haseł decentralizacji

Publikacja: 03.02.2015 20:00

Szymon Ruman: Prawica musi odzyskać zdolność wygrywania w dużych miastach

Foto: materiały prasowe

Z uwagą śledzę dyskusję rozpoczętą pod koniec ubiegłego roku tekstem Michała Szułdrzyńskiego „Prawica oburzonych". Autor zarzucił głównej partii opozycyjnej brak programu rządzenia, wchodzenie w bezsensowne spory, pomijanie spraw istotnych dla państwa, a w końcu brak drużyny 150 osób zdolnych objąć kierownictwo ministerstw. Właściwie poza tekstem liderów partii zjednoczonych z PiS, który zawierał pewien program pozytywny, pozostali dyskutanci skupili się na punktowaniu słabości programowej i braków personalnych prawicowej opozycji. Jedynie Marek Jurek i Jarosław Gowin wskazywali na szansę zjednoczonej prawicy, jaką jest budowa „wielkiego namiotu" na wzór republikanów Reagana oraz przedstawienie wiarygodnego i ambitnego programu budowy Nowej Rzeczypospolitej.

O słabych punktach Prawa i Sprawiedliwości i jego sojuszników powiedziano chyba już wszystko. Dlatego chciałbym zaproponować namysł nad tym, co musiałoby się zdarzyć, by zjednoczona prawica odniosła zwycięstwo, i czy to w ogóle możliwe.

Warto w tym miejscu przypomnieć, że u swych początków Prawo i Sprawiedliwość było zdolne nie tylko wygrać wybory w Warszawie, ale również wykorzystać krótki okres rządów w stolicy jako trampolinę do zwycięskich wyborów parlamentarnych i prezydenckich w 2005 r. Dziś mamy sytuację, w której stratedzy PiS jako sukces przedstawiają utrzymanie prezydentury Radomia, co się zresztą nie udało... Jednocześnie wyniki kandydatów Prawa i Sprawiedliwości w Warszawie, Wrocławiu czy Poznaniu pokazują jasno, że przekroczenie 40 proc. jest możliwe nawet przy skromnej kampanii i kandydacie, który na swoją rozpoznawalność dopiero pracuje. Gdzie więc leży problem?

Obóz zjednoczonej prawicy musi odpowiedzieć sobie na pytanie, czy rzeczywiście chce wygrać wybory

Obóz zjednoczonej prawicy musi sobie odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście chce wygrać wybory i rządzić Polską. Na to pytanie nie mają odpowiadać liderzy czterech sfederowanych partii, bo ich pogląd jest znany. Odpowiedź musi pochodzić od liderów struktur wojewódzkich, powiatowych, gminnych, a szczególnie wielkomiejskich. Jeżeli PiS i jego koalicjanci nie odzyskają zdolności wygrywania w dużych miastach, to mogą nigdy nie wygrać wyborów i pożegnać się z myślą o rządzeniu. Losy tegorocznych podwójnych wyborów rozstrzygną się właśnie w dużych miastach.

Niestety nawet „duży namiot", czyli wciągnięcie na listy wyborcze autentycznych liderów organizacji społecznych o zbliżonych do prawicy wartościach i celach, nie zagwarantuje głosów wielkomiejskiego elektoratu. Zjednoczona prawica musi wyjść z ofertą, której do tej pory nie przedstawiła.

Nie słychać po prawej stronie głosów sprzeciwu, gdy media koncernu Agora wychwalają ruchy miejskie jako szansę na powstanie mitycznej nowej lewicy. Czymże jednak są ruchy miejskie, jeśli nie stowarzyszeniami czy wręcz grupami mieszkańców zainteresowanych poprawą jakości życia w swoim mieście lub kultywowaniem lokalnej kultury i tradycji? Można się pokusić o tezę, że większość z nich nie epatuje poglądami lewicowymi, a pewnie sporą część można łączyć z postawami lokalnego patriotyzmu czy wręcz wartościami republikańskimi i konserwatywnymi. Nie słyszałem jednak, by z ust któregokolwiek z prawicowych liderów padła oferta współpracy skierowana do miejskich aktywistów.

Drugim postulatem pożądanym przez aktywnych mieszkańców wielkich miast jest realny udział we władzy i otwartość rządzących na konsultowanie z nimi kluczowych decyzji. Tutaj także brakuje ze strony obozu prawicowego klarownej oferty dotyczącej partycypacji we władzy czy większej otwartości na przejrzysty i otwarty proces podejmowania decyzji i tworzenia prawa. A przecież można sobie wyobrazić, że właśnie prawica doprowadzi do tego, że realne konsultowanie ważnych decyzji i projektów będzie standardem, a nie rzadkim kaprysem rządzących. Zamiast tego musimy się zadowolić ogólnikami o tym, jak ważna jest wspólnota i republikańskie wartości.

Może warto byłoby wrócić do odważnych i sensownych projektów jak postulowane przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego utworzenie województwa stołecznego, co dałoby szansę na lepszy rozwój Warszawy i otaczających ją powiatów, a jednocześnie zwiększyłoby szansę na absorpcję funduszy unijnych przez resztę Mazowsza. W latach 2005–2007 pojawiały się w szeregach posłów PiS także pomysły na uchwalenie ustawy metropolitalnej, które wskazywały na zainteresowanie problemami największych ośrodków miejskich. Takich propozycji nie słychać dziś ze strony marzących o władzy liderów opozycji.

Można by w końcu wymagać od będących ósmy rok w opozycji polityków odważnego programu zmian, który będzie rękawicą rzuconą rządzącym, zainteresowanym rzekomo tylko ciepłą wodą w kranie. Od czasów AWS trudno znaleźć w programach prawicowych partii haseł decentralizacji i uczynienia władzy bliższą obywatelowi. Czy naprawdę tak trudno skierować konkretną i realną ofertę dla mieszkańców dużych miast? Dla przykładu nie byłoby obrazą prawicowych wartości zaproponowanie, by duża część ministerstw i urzędów centralnych miała siedziby poza Warszawą. Dlaczego Ministerstwo Gospodarki Morskiej nie mogłoby się mieścić w Gdyni, Turystyki w Krakowie, Kultury we Wrocławiu, a Obrony Narodowej w Poznaniu? Czy Komisja Nadzoru Finansowego lub Urząd Zamówień Publicznych nie mogłyby wykonywać swoich zadań z Katowic albo z Lublina? Nie chodzi tu tylko o dystrybucję prestiżu, ale o konkretną liczbę miejsc pracy, które nie muszą być skumulowane w Warszawie. Świat urzędników nie zawaliłby się, a wręcz zyskałby szansę na szybszą cyfryzację, bo siłą rzeczy zamiast produkowania ton papierowych pism łatwiej byłoby przejść na w pełni elektroniczny obieg dokumentów.

Czy to wszystko mrzonki i pobożne życzenia? Być może. Jednak bez namysłu nad ofertą dla mieszkańców dużych miast i ciężkiego boju stoczonego o ich zaufanie i głosy zjednoczona prawica może zapomnieć o rządzeniu Polską i już teraz szykować się na kolejne cztery lata w błogiej opozycji.

Autor jest prawnikiem. W latach 2005–2007 był rzecznikiem prasowym marszałka Sejmu, a w latach 2006–2008 prezesem stowarzyszenia Młodzi Konserwatyści; jest fundatorem Instytutu Druckiego-Lubeckiego.

Z uwagą śledzę dyskusję rozpoczętą pod koniec ubiegłego roku tekstem Michała Szułdrzyńskiego „Prawica oburzonych". Autor zarzucił głównej partii opozycyjnej brak programu rządzenia, wchodzenie w bezsensowne spory, pomijanie spraw istotnych dla państwa, a w końcu brak drużyny 150 osób zdolnych objąć kierownictwo ministerstw. Właściwie poza tekstem liderów partii zjednoczonych z PiS, który zawierał pewien program pozytywny, pozostali dyskutanci skupili się na punktowaniu słabości programowej i braków personalnych prawicowej opozycji. Jedynie Marek Jurek i Jarosław Gowin wskazywali na szansę zjednoczonej prawicy, jaką jest budowa „wielkiego namiotu" na wzór republikanów Reagana oraz przedstawienie wiarygodnego i ambitnego programu budowy Nowej Rzeczypospolitej.

Pozostało 89% artykułu
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kraj
Sondaż „Rzeczpospolitej”: Na wojsko trzeba wydawać więcej