Gdy okazało się, że mówcą, który przygotuje salę przed wejściem Andrzeja Dudy na sobotniej konwencji, będzie Beata Szydło, wielu ludzi w PiS pukało się w czoło.
Na takich imprezach to kluczowe wystąpienie, a Szydło jest od pracy na zapleczu. Na jesieni zeszłego roku przejęła jako skarbnik odpowiedzialność za finanse partyjne. Mianowanie jej szefową sztabu Dudy było zaś odbierane jako mniejsze zło. Zawsze lojalna wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego była bardziej przewidywalna niż ambitna Mirosława Stachowiak-Różecka, radna, która zabłysnęła podczas wyborów samorządowych.
Ale Szydło zaskoczyła wszystkich.
– Powiedziano mi, że na początku ma być zabawne intro, żeby sala się rozgrzała. Ja myślę, że zabawne jest to, że ja mam być charyzmatycznym mówcą, który zagrzeje was do boju – kupiła salę na wejściu.
Jej występ pełen był takich autoironicznych wstawek, w których kpiła ze swojej małomówności. Takiej Beaty Szydło nie znało zbyt wiele osób. Chyba nawet ona sama była zaskoczona.