Paweł Majewski: Czas ludzi z cienia

Na zapleczu PiS doszło do głębokich przeobrażeń

Aktualizacja: 10.02.2015 20:45 Publikacja: 10.02.2015 20:13

Paweł Majewski

Paweł Majewski

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Gdy okazało się, że mówcą, który przygotuje salę przed wejściem Andrzeja Dudy na sobotniej konwencji, będzie Beata Szydło, wielu ludzi w PiS pukało się w czoło.

Na takich imprezach to kluczowe wystąpienie, a Szydło jest od pracy na zapleczu. Na jesieni zeszłego roku przejęła jako skarbnik odpowiedzialność za finanse partyjne. Mianowanie jej szefową sztabu Dudy było zaś odbierane jako mniejsze zło. Zawsze lojalna wobec prezesa Jarosława Kaczyńskiego była bardziej przewidywalna niż ambitna Mirosława Stachowiak-Różecka, radna, która zabłysnęła podczas wyborów samorządowych.

Ale Szydło zaskoczyła wszystkich.

– Powiedziano mi, że na początku ma być zabawne intro, żeby sala się rozgrzała. Ja myślę, że zabawne jest to, że ja mam być charyzmatycznym mówcą, który zagrzeje was do boju – kupiła salę na wejściu.

Jej występ pełen był takich autoironicznych wstawek, w których kpiła ze swojej małomówności. Takiej Beaty Szydło nie znało zbyt wiele osób. Chyba nawet ona sama była zaskoczona.

– Jak się stanie przed taką publiką, są emocje, jest ogromny ekran, to człowiek też nabiera siły – mówi w rozmowie z nami wiceprezes PiS.

W gabinecie Hofmana

Spotykamy się w jej gabinecie w siedzibie partii na ul. Nowogrodzkiej w Warszawie. – Kiedyś w kampaniach zajmował go Adam Hofman. Nie chciałabym skończyć tak jak on – żartuje na wejściu.

Dwa dni po okazałym i dobrze ocenionym przez komentatorów starcie kampanii prezydenckiej kandydata PiS Szydło wciąż żyje tym sukcesem. To ona wzięła na siebie największe ryzyko. Takiego rozmachu bowiem w PiS nie było.

W warszawskim studiu, w którym realizowane są programy telewizyjne, zjawiło się kilka tysięcy działaczy PiS. Po tym, jak się okazało, że partia nie wystawi swojego lidera, kandydatura Dudy nie budziła większych emocji. Dobrze oddają to sondaże. W tych najbardziej korzystnych Duda może liczyć na 2/3 elektoratu, który ma jego partia.

– Jeśli teraz Duda by poległ, to można byłoby kończyć kampanię – mówi nam polityk obserwujący prace sztabu. Ale tak się nie stało.

Sobotni spektakl był wyreżyserowany jak żaden inny w ostatnich latach. Najpierw triumfalne wejście najważniejszych gości – prezesa Kaczyńskiego i rodziny kandydata. Potem krótki występ Natalii Niemen.

Wszystko to w scenerii, którą sztab PiS skopiował z konwencji amerykańskich republikanów w Tampie z 2012 r. Ogromne 200-metrowe ekrany led wyświetlały ogromne zdjęcia mówców. W Polsce nie było dotąd większej instalacji. Pracownicy firmy, która je montowała, przekonywali, że ekran w warszawskiej strefie kibica podczas Euro 2012 był o 20 metrów kwadratowych mniejszy.

Determinacja prezesa

Największe wrażenie zrobił jednak niespełna 30-letni prezydent Stalowej Woli Lucjusz Nadbereżny.

To postać, która najlepiej odpowiada wzorcom stosowanym na takich imprezach w USA. Działacz partyjnej młodzieżówki najpierw wywalczył sobie nominację, a potem wygrał wybory. W swoim przemówieniu opowiedział swoją historię jak z „amerykańskiego snu". Bo początkowo, tak jak Duda, był skazywany na porażkę.

– Wiele osób mówiło: „Lucek nie ma szans. Prezydent rządzi 12 lat. Sondaże mówią, że masz 23 proc. On wygrywa w pierwszej turze i ma 65 proc." (...) Wygrałem w pierwszej turze, dostając 52 proc. poparcia – stwierdził, wywołując entuzjastyczną reakcję sali.

Duda wszedł przy dźwiękach specjalnie skomponowanej muzyki. Ściskał ręce sympatyków, kobietom całował dłonie. Te, które zna lepiej, przytulał. Wypadło to dość naturalnie, tak jak sama przemowa. W niej opowiedział o sobie, nakreślił też własną wizję prezydentury.  Na koniec wraz z żoną utonął w morzu balonów i konfetti otoczony tłumem fotoreporterów i działaczy młodzieżówki.

PiS nie tylko przekonał komentatorów, że wierzy w sukces Dudy. – To było potrzebne też jemu i jego rodzinie. Wiedzą, że wyrzeczenia, które ponoszą, mają sens – tłumaczy jeden ze sztabowców.

W porównaniu ze zorganizowaną dzień wcześniej rutynową Radą Krajową PO, na której gościł prezydent Bronisław Komorowski, impreza PiS zrobiła piorunujące wrażenie. Niewiele osób spodziewało się, że partię stać na taką oprawę. Jej konwencje krytykowane były dotąd za siermiężność.

Ta impreza nie doprowadzi jednak do zmian organizacyjnych w PiS. Jest ona raczej ich skutkiem. Kaczyński od kilku miesięcy przebudowywał swoje zaplecze, przecinając narosłe wokół partii patologie. Jego nowy zespół właśnie miał pierwszy test. O tym, czy go zaliczył, powiedzą wyniki sondaży za kilka tygodni.

Z naszych informacji wynika, że konwencja przekroczyła zaplanowany półmilionowy budżet. Sam prezes obawiał się, czy partia podoła takiemu kosztowi. Uspokoił się, gdy się dowiedział, że więcej wydano na zeszłoroczny kongres programowy, czyli imprezę z dużo skromniejszą oprawą.

Nie ma już poczekalni

Bo pieniądze w PiS ogląda się dziś uważnie. Jedną z pierwszych decyzji Szydło była likwidacja „poczekalni" w korytarzu przed gabinetem, który zajmował poprzedni skarbnik Stanisław Kostrzewski. Teraz to partia szuka dostawców usług, a nie oni przychodzą z ofertami. Nowa skarbnik broni jednak poprzednika.

– To dzięki niemu partia tak dobrze funkcjonuje. Co jakiś czas potrzeba jednak świeżego spojrzenia   – ucina.

W PiS mówią jednak, że partia wreszcie zaczęła realizować swój program, który gani outsourcing w instytucjach publicznych. Dotąd bowiem wiele usług było realizowanych przez firmy zewnętrzne. Przykładem jest scena w siedzibie partii. Wynajem jej elementów i obsługi kosztował kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie. Usługę realizowali byli pracownicy centrali. Teraz PiS kupił własną scenę za 100 tys. zł, przeszkolił trzech ludzi i firmie dawnego pracownika podziękował. Inwestycja ma się zwrócić w kilka miesięcy.

Szydło tnie też koszty innych umów zewnętrznych. Za Dudą po Polsce jeździ troje pracowników partyjnej centrali. Przygotowują scenę, robią filmy, zdjęcia i wrzucają relację do internetu. Takie usługi realizowały dotąd firmy zewnętrzne (jedna sesja zdjęciowa kosztowała 4–5 tys. zł). Wszystkie związane były z ludźmi, którzy wcześniej realizowali dla PiS te same prace na etatach. W partii panuje przekonanie, że to oni, rozgoryczeni utratą intratnych biznesów, wypuszczają informacje o sytuacji finansowej ugrupowania.

– W bieżącej działalności jesteśmy już samowystarczalni – przekonuje skarbnik.

Jej zdaniem partia zaczęła wykorzystywać potencjał swoich zasobów.

– Paweł Szefernaker był asystentem, dostał zadanie i dziś tworzy zespół internetowy. Marcin Mastalarek, zanim został posłem, był uznawany za małomównego. Dziś to wulkan pomysłów. Bez niego nie byłoby tej konwencji – wskazuje.

Na Nowogrodzkiej zaczęło tlić się marzenie o powtórce podwójnej wygranej sprzed dziesięciu lat. – Co jakiś czas trzeba postawić na młodych. Wtedy też towarzyszył nam powiew świeżości – przypomina Szydło.

To postawienie wszystkiego na jedną kartę. W roku wyborczym szybko się okaże, czy zmiany były trafione.

Kraj
Ruszyło śledztwo w sprawie Centrum Niemieckiego
Materiał Partnera
Dzień Zwycięstwa według Rosji
Kraj
Najważniejsze europejskie think tanki przyjadą do Polski
Kraj
W ukraińskich Puźnikach odnaleziono szczątki polskich ofiar UPA
Kraj
80. rocznica zakończenia II wojny światowej. Trump ustanawia nowe święto. Dlaczego Polacy nie lubią tego dnia?
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem