Andrzej Stankiewicz: Kariera twórcy SKOK na udawaniu Lecha Kaczyńskiego

Ostatnie zarzuty nie zaszkodzą Grzegorzowi Biereckiemu. Może to zrobić jednak lider PiS

Aktualizacja: 17.03.2015 20:45 Publikacja: 17.03.2015 20:18

Grzegorz Bierecki

Grzegorz Bierecki

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

Gdyby biografię Grzegorza Biereckiego przedstawić niczym gospodarczy wykres, to od początku lat 90. zielona kreska szła regularnie do góry. Bierecki zbudował w Polsce system Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych (SKOK), przejął nad nim osobistą kontrolę, zarobił miliony i zbudował swoją pozycję polityczną, która pozwoliła mu zdobyć jesienią 2011 r. mandat senatora z list PiS. Od tego momentu kreska zmieniła kolor na czerwony, a notowania zaczęły spadać. Mimo jego ostrej walki w 2012 r. instytucje publiczne objęły SKOK zewnętrzną kontrolą, co ujawniło miliardowe straty. Finał nastąpił tydzień temu – najnowsze zarzuty Komisji Nadzoru Finansowego dotyczą wyprowadzenia przez niego kilkudziesięciu milionów złotych z systemu SKOK.

W zastępstwie Lecha

Bierecki zrobił karierę na udawaniu Lecha Kaczyńskiego. Na początku lat 90., gdy Kaczyński był wiceprzewodniczącym „Solidarności", dostał zaproszenie do USA na kongres poświęcony roli kas spółdzielczych na świecie. Ponieważ gorące wydarzenia polityczne zatrzymały go w kraju, wysłał na kongres w zastępstwie młokosa Grzegorza Biereckiego, działacza NZS i „Solidarności" w Gdańsku. Oficjalnych dokumentów i rezerwacji hotelowych nie dało się już zmienić, więc Bierecki występował tam jako „Lech Kaczyński". Bierecki wrócił z Ameryki opętany wizją budowy systemu kas spółdzielczych w Polsce. Pomogły mu „Solidarność" i Kościół, bo przy komisjach zakładowych i w parafiach powstawały pierwsze kasy. Ich patronem stał się Lech Kaczyński. – SKOK-i powstały dzięki memu bratu, który przeniósł ten amerykański pomysł na polski grunt – wspominał po latach Jarosław Kaczyński.

W ciągu dwóch dekad system kas znacznie się rozrósł – trzyma w nim pieniądze ponad 2,5 mln Polaków. Na szczytnej idei finansowej samopomocy członków Bierecki zbudował dużą korporację, która zaczęła konkurować z bankami. Choć poszczególne kasy to w teorii niezależne instytucje, to Bierecki kontrolował je przez stworzoną przez siebie Kasę Krajową. Mimo że bywały władze SKOK, które darły z nim koty – w tym głośny z defraudacji SKOK Wołomin – to jednak w większości kas był w stanie wprowadzić swoje porządki. Jednocześnie osobiście kierował SKOK Stefczyka, największą kasą w systemie.

Z jednej strony do tak dużej instytucji finansowej prędzej czy później musieli przylgnąć politycy. Z drugiej – tak duża finansowa instytucja musiała zacząć się rozglądać za politycznym parasolem. W ten sposób w drugiej połowie lat 90. zaczął się trwający do dziś sojusz finansowo-polityczny między SKOK a politycznym środowiskiem, które tworzy dziś PiS.

Gdy PiS rządziło, SKOK-i mogły liczyć na szczególne traktowanie. Dlatego w 2006 r. podczas prac nad ustawą o nadzorze nad rynkiem finansowym SKOK-i zostały wyłączone spod kontroli Komisji Nadzoru Finansowego.

Wojna o nadzór

Rosnące imperium Biereckiego nie podobało się bankom. Uważały one, że SKOK to tykająca bomba, właśnie dlatego, że kasy nie były audytowane z zewnątrz. Nikt nie znał ich sytuacji finansowej poza Kasą Krajową. W dodatku – w odróżnieniu od banków – nie obowiązywały ich restrykcyjne przepisy ostrożnościowe.

Te zastrzeżenia banków zyskały posłuch u polityków Platformy Obywatelskiej. Pierwsze analizy dotyczące powiązań finansowych i personalnych w SKOK zamówił bliski wówczas Platformie Leszek Balcerowicz, gdy w 2001 r. został prezesem NBP. Dziś, gdy Balcerowicz atakuje Biereckiego, słychać echa tamtych alarmistycznych dokumentów: – Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, ale to największa afera finansowa w ramach naszego sektora finansowego – uważa.

Platforma postanowiła na poważnie wziąć się za SKOK-i, gdy doszła do władzy jesienią 2007 r.

Do kas weszli audytorzy KNF i okazało się, że trzeba dosypać do SKOK ponad 3 mld złotych, żeby system nie zbankrutował. Tyle że większość – ponad 2 mld – poszła na wypłaty dla klientów niezależnego od Biereckiego SKOK Wołomin.

Gdy w 2012 r. do kas wkroczyli zewnętrzni audytorzy, Bierecki przestał być panem na SKOK-ach. Przezornie ustąpił z kierowania Kasą Krajową SKOK i zaczął mocniej angażować się w politykę. Jesienią 2011 r. – gdy już było pewne, że SKOK zostaną objęte nadzorem państwa – wystartował do Senatu z list PiS. Bez problemu zdobył mandat na Podlasiu, choć nie ma z tym regionem nic wspólnego. Liderzy PiS prześcigali się w zabiegach o jego względy.

Po wyborach Bierecki stał się liderem jednej z najważniejszych frakcji w PiS. Swoje wpływy zawdzięczał finansowej sile SKOK. Spora część parlamentarzystów PiS – na czele z Jarosławem Kaczyńskim – zaciągnęła kredyty w SKOK. To nie były drobne pożyczki samopomocowe, tylko setki tysięcy, a nawet miliony złotych.

W dodatku niektórzy politycy PiS pracowali w przeszłości w SKOK, inni załatwili tam pracę dla swoich rodzin. Jednocześnie SKOK-i finansują wiele przedsięwzięć adresowanych do konserwatywnego elektoratu: sponsorują imprezy w okręgach bliskich im posłów i wydają prawicowe media. Dzięki wszystkim tym elementom lobby Biereckiego pęczniało. Z admiracją spoglądali na niego zwłaszcza politycy młodego pokolenia, polityczni pragmatycy, tacy jak rzecznik PiS Adam Hofman.

Próba sojuszy

Zaskoczenie Kaczyńskiego wzbudził finansowy sojusz Biereckiego z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Na początku 2013 r. fundacja Lux Veritatis zarządzająca telewizją Trwam została członkiem SKOK Stefczyka. SKOK wystawił fundacji kredytową promesę wartą 15 mln zł, dzięki której telewizja o. Tadeusza Rydzyka otrzymała wymarzone miejsce na multipleksie.

Informacje o rosnących wpływach i politycznych ambicjach Biereckiego wraz z jego sojuszem finansowym z Radiem Maryja wzbudziły obawy Kaczyńskiego, że wyrasta mu realny konkurent. Gdy część polityków PiS zaczęła jesienią minionego roku lansować tezę o prezydenckich prawyborach w PiS, Kaczyński uznał, że to zakamuflowana gra na wystawienie w wyborach właśnie Biereckiego. Od tego momentu prezes wyraźnie odwrócił się od Biereckiego. Pod pretekstem defraudacji sejmowych pieniędzy wyrzucił z partii Hofmana i jego kolegów sympatyzujących z Biereckim – Mariusza Antoniego Kamińskiego oraz Adama Rogackiego. Jednocześnie zaczął tropić powiązania finansowe między posłami a SKOK.

W finale wziął się za samego Biereckiego. Tym razem pretekstem było pismo KNF skierowane do najważniejszych ludzi w państwie. Wedle KNF Bierecki wraz z m.in. bratem, żoną i bratową wyprowadzili kilkadziesiąt milionów złotych z systemu SKOK do swojej spółki. Jednym słowem – wedle KNF Bierecki i jego rodzina zrobili coś w rodzaju skoku na SKOK-i.

Tyle że sama KNF nie ma przekonania, czy to przestępstwo, czy po prostu zręczne przerzucanie pieniędzy między rozmaitymi podmiotami. Bierecki przekonuje, że środki fundacji nie były pieniędzmi publicznymi ani spółdzielczymi. Pochodziły od Światowej Rady Unii Kredytowych (WOCCU), czyli organizacji grupującej kasy oszczędnościowo-kredytowe na całym świecie.

W dodatku zarzuty dotyczą lat 2010–2011, co powoduje przekonanie większości polityków PiS, że ich ujawnienie ma związek z trwającą kampanią prezydencką. Taka jest zresztą teza samego Biereckiego.

Dziś, gdy Kaczyński odwraca się od SKOK, Bierecki ma szansę przetestować lojalność lobby, które budował przez lata w środowisku PiS. Rozmowy z politykami tej partii – członkami ścisłych władz – pokazują, że część z nich uważa zawieszenie Biereckiego za błąd. – Partia źle to przyjęła – mówi wpływowy członek Komitetu Politycznego PiS. – Rozumiem, że trwa kampania wyborcza i to ruch, który ma uniemożliwić Platformie ataki na Andrzeja Dudę. Ale nie wolno pozbywać się tak ważnych polityków.

Głośno odważył się to powiedzieć Adam Hofman, który liczy na powrót do polityki dzięki Biereckiemu. Prezes Kaczyński powiedział tylko, że dostał kredyt od SKOK na ostrych warunkach i pracowicie go spłaca. Waha się, czy notowania Biereckiego warto jeszcze podnosić.

Gdyby biografię Grzegorza Biereckiego przedstawić niczym gospodarczy wykres, to od początku lat 90. zielona kreska szła regularnie do góry. Bierecki zbudował w Polsce system Spółdzielczych Kas Oszczędnościowo-Kredytowych (SKOK), przejął nad nim osobistą kontrolę, zarobił miliony i zbudował swoją pozycję polityczną, która pozwoliła mu zdobyć jesienią 2011 r. mandat senatora z list PiS. Od tego momentu kreska zmieniła kolor na czerwony, a notowania zaczęły spadać. Mimo jego ostrej walki w 2012 r. instytucje publiczne objęły SKOK zewnętrzną kontrolą, co ujawniło miliardowe straty. Finał nastąpił tydzień temu – najnowsze zarzuty Komisji Nadzoru Finansowego dotyczą wyprowadzenia przez niego kilkudziesięciu milionów złotych z systemu SKOK.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Kraj
Zagramy z Walią w koszulkach z nieprawidłowym godłem. Orła wzięto z Wikipedii
Kraj
Szef BBN: Rosyjska rakieta nie powinna być natychmiast strącona
Kraj
Afera zbożowa wciąż nierozliczona. Coraz więcej firm podejrzanych o handel "zbożem technicznym" z Ukrainy
Kraj
Kraków. Zniknęło niebezpieczne urządzenie. Agencja Atomistyki ostrzega
Kraj
Konferencja Tadeusz Czacki Model United Nations