Stonoga działał na zlecenie?

Prokuratura twierdzi, że akta umieszczone w internecie skopiował jeden z adwokatów.

Aktualizacja: 11.06.2015 13:59 Publikacja: 10.06.2015 23:09

Stonoga działał na zlecenie?

Foto: Fotorzepa

Śledczy są pewni: w internecie na profilu Zbigniewa Stonogi znalazły się akta śledztwa w sprawie afery taśmowej, z którymi zapoznawał się jeden z adwokatów. Był jedną z 15 osób mających zgodę na wgląd do akt i ich sfotografowanie. Wskazały go cechy charakterystyczne i... przepustka do prokuratury widoczna na jednym ze zdjęć – wynika z informacji „Rzeczpospolitej".

– To w żaden sposób nie przesądza o winie tej osoby, jednak trzeba sprawdzić, w jaki sposób otrzymane do wglądu materiały trafiły do Zbigniewa S., który zamieścił je w internecie – mówi nasz informator.

Feralna przepustka

Przedsiębiorca Zbigniew Stonoga w poniedziałek wieczorem opublikował na swoim profilu w sieci fotokopie 2,5 tys. stron budzącego emocje śledztwa, w którym badano, kto i po co nagrywał VIP-ów w warszawskich restauracjach. We wtorek Stonoga usłyszał zarzuty za rozpowszechnienie tych materiałów. Jak je zdobył? Prokuratorzy na razie ustalili, że w sieci znalazły się dokładnie te akta, które czytał jeden z adwokatów.

Jak wytypowali autora fotokopii? Na sfotografowanych aktach widać kilka cech charakterystycznych.

– To elementy widoczne w kadrze, np. biurko, na którym rozłożono przygotowane do sfotografowania materiały, jego usytuowanie i inne szczegóły, po których można poznać, w którym pokoju odbywało się zapoznawanie z aktami – twierdzi nasz rozmówca.

Jednak kluczowa dla identyfikacji tej osoby okazała się przepustka, jaką dostaje się, wchodząc do prokuratury – widać ją na biurku, na jednym ze zdjęć. Jej numer i napis „adwokat" wskazuje, kto ją dostał. To jeden z obrońców podejrzanego w śledztwie.

Ustalenie, czyje fotokopie (przez kogo wykonane) znalazły się na profilu Zbigniewa Stonogi, nie wyjaśnia, jak trafiły do jego rąk. To śledczy muszą ustalić, ale z tym mogą mieć problem ze względu na obowiązującą adwokatów tajemnicę zawodową.

Stonoga w mediach twierdził, że fotokopie akt znalazł na chińskim serwerze, ale przed prokuratorem odmówił wyjaśnień.

– Na obecnym etapie nie widzimy potrzeby zabezpieczania komputerów osób, którym udostępniano akta. Nie badamy też wątku chińskiego serwera – mówi Przemysław Nowak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

Mecenas Marek Małecki, jeden z adwokatów Marka Falenty (zdaniem śledczych na jego zlecenie kelnerzy nagrywali VIP-ów), komentuje: – Prowadzone przez nas sprawy, jak i zasady funkcjonowania kancelarii, objęte są tajemnicą adwokacką i nie możemy odnieść się do tego, w jaki sposób dysponujemy aktami postępowania. Zapewniam jednak, że wszelkie czynności aplikantów i obrońców są podjęte zgodnie z prawem – zaznacza mec. Małecki. I zapewnia, że żaden z jego pracowników lub współpracowników nie przyczynił się do udostępnienia akt jakiejkolwiek sprawy osobom nieuprawnionym.

– Niezależnie od tego zleciliśmy przeprowadzenie audytu bezpieczeństwa systemu informatycznego, aby sprawdzić, czy w ostatnich tygodniach nie doszło do nieuprawnionego zakłócenia pracy komputerów – mówi Małecki.

Z informacji „Rzeczpospolitej" wynika, że zdjęcia akt, które opublikował Stonoga, to te same, które w marcu otrzymywały redakcje.

– Są wątpliwości, czy sam je umieścił na profilu. Jedna z wersji mówi, że się nim posłużono, a nawet za niego wrzucono je do sieci. – Pewne poszlaki wskazują na to, że był tylko wykonawcą pewnego zlecenia, które realizowała zaangażowana do tego firma PR – mówi nam jeden ze śledczych.

Znikające fotokopie

W środę akta śledztwa zniknęły z sieci. – To nie na nasz wniosek fotokopie zniknęły ze strony – zapewnia prok. Nowak. Tłumaczy, że gdyby prokuratura chciała to zrobić, musiałaby wystąpić o pomoc prawną do USA (tam zarejestrowany jest serwer), co trwa miesiącami. – Mogła to zrobić każda osoba, której dane (zeznania, adresy) pojawiły się na Facebooku. Nie wiemy kto – dodaje Nowak. – Skontaktowaliśmy się z USA, informując, że na profilu Zbigniewa S. w sieci są materiały mogące naruszać dobra osobiste różnych osób. Decyzje o ewentualnej blokadzie profilu podejmowane są za oceanem, a nie przez przedstawiciela handlowego Facebooka w Warszawie – mówi z kolei Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji.

Materiał Promocyjny
Szukasz studiów z przyszłością? Ten kierunek nie traci na znaczeniu
Kraj
Ruszyło śledztwo w sprawie Centrum Niemieckiego
Materiał Partnera
Dzień Zwycięstwa według Rosji
Kraj
Najważniejsze europejskie think tanki przyjadą do Polski
Kraj
W ukraińskich Puźnikach odnaleziono szczątki polskich ofiar UPA