Słojewska: Bruksela przeciw zasadom

Wspólny rynek zaczyna się chwiać

Aktualizacja: 09.03.2016 22:48 Publikacja: 08.03.2016 18:31

Słojewska: Bruksela przeciw zasadom

Foto: Fotorzepa, Rafał Guz

Bruksela ogłosiła właśnie nowelizację dyrektywy o delegowaniu pracowników. Wbrew szumnym zapowiedziom nie służy ona lepszej ochronie osób wykonujących pracę w innym kraju UE, ale ograniczeniu konkurencji ze strony tańszych polskich firm.

Na 2 miliony pracowników delegowanych rocznie w UE aż pół miliona to Polacy. Komisja Europejska pracuje też nad projektami dyrektyw i rozporządzeń, które umożliwią ograniczenie zasiłków dodawanych do niskich płac cudzoziemców w Wielkiej Brytanii, co uderzy głównie w Polaków. Zmieni także zasady eksportowania zasiłków na dzieci, czyli tych wypłacanych rodzicom zatrudnionym w jednym kraju UE, których dzieci mieszkają w innym. Znów uderzy to w Polaków i ich tzw. eurosieroty.

Naiwnością byłoby sądzić, że na tym się skończy. Końca stagnacji gospodarczej w Europie nie widać, miliony ludzi są bez pracy, łatwo więc o szukanie winnych. Skoro można, jak się okazuje, bez wielkiego problemu zmienić podstawowe unijne zasady i uderzyć w tańszą konkurencję z Polski, to po co przeprowadzać trudne reformy strukturalne, które mogłyby doprowadzić do zwiększenia konkurencyjności gospodarczej. Ale kolejne ustępstwa Brukseli nie przyniosą spodziewanych rezultatów. Czasowe ograniczenie zasiłków dla Polaków nie zniechęci ich do przyjazdu na Wyspy, a zmiany w wypłacaniu zasiłków na dzieci mogą mieć wręcz efekt odwrotny: zachęcą imigrantów zarobkowych do ściągania rodzin za granicę.

Podobnie trudno liczyć na to, żeby obecnie proponowane zmiany w dyrektywie o delegowaniu pracowników kompletnie zablokowały polskim firmom dostęp do kontraktów za granicą. Nie ukoją więc przeciwników imigracji w Wielkiej Brytanii ani związków zawodowych we Francji. Pojawią się zatem kolejne żądania i Brukseli coraz trudniej będzie się im opierać. O ile w ogóle będzie miała na to ochotę.

Cena kompromisu

W debacie na temat obecnych ustępstw często słychać argument „wyższego dobra". Polski rząd zgodził się na gest wobec Wielkiej Brytanii, który ma zachęcić społeczeństwo do głosowania za pozostaniem w UE w czerwcowym referendum, choć największe koszty poniosą Polacy. Trudno odmówić rządowi racjonalności: lepsza Unia z mniejszymi prawami dla polskich imigrantów, ale z Wielką Brytanią niż bez niej.

Rząd negocjował nieźle, uzyskał kilka gwarancji, w kilku miejscach musiał ustąpić, taka jest zawsze cena kompromisu. W przypadku delegowania pracowników słyszymy w Brukseli, że trzeba wprowadzić te zmiany, żeby ochronić jednolity rynek. Bo Francuzi czy Belgowie mają poczucie, że Polacy są nieuczciwą konkurencją i najlepiej byłoby w ogóle zamknąć rynek na usługi i na pracowników z innych państw UE. Trzeba więc dokonać małych ustępstw, żeby ochronić coś znacznie cenniejszego: jednolity rynek.

I znów: trudno temu rozumowaniu odmówić logiki. Lepsza przecież Unia z mniejszymi prawami dla polskich pracowników delegowanych, ale jednak z jakąś tam swobodą świadczenia usług i przepływu siły roboczej. A do tego jeszcze słyszymy, że takie ustępstwa są potrzebne, żeby do władzy nie doszli populiści.

Co jest nieuczciwe

No więc rzeczywiście trzeba się zgodzić, że lepsza dla całej Europy, w tym również dla Polaków, jest Unia z rządem przewidywalnych socjalistów czy chadeków w Paryżu niż taka, gdzie do władzy we Francji dojdzie antyeuropejski Front Narodowy. A to jest realne zagrożenie, jeśli nie pokażemy, że Bruksela pochyla się nad problemami Francuzów.

Zadaniem polityka jest rozumienie obaw społecznych i trafianie do emocji odbiorców, można więc powiedzieć, że Komisja Europejska trafnie wyczuwa nastroje i reaguje, żeby nie doszło do wzrostu nastrojów antyeuropejskich.

Problem polega jednak na tym, że mówimy o teoretycznie bezstronnej i apolitycznej Komisji Europejskiej, której zadaniem ma być dbanie o wartości europejskie. W tym o ochronę czterech podstawowych swobód przepływu, na których wspiera się jednolity europejski rynek: towarów, kapitału, usług i osób.

Tymczasem ostatnimi działaniami Bruksela pokazuje, że wolności te postrzega bardzo asymetrycznie. Tam, gdzie zagrażają one dobremu samopoczuciu społeczeństw Europy Zachodniej, można je ograniczać.

Dlatego mamy do czynienia z atakiem na wolność przepływu usług i pracowników, z którego korzysta Polska. Ale nikt nie podważa dwóch pozostałych swobód, czyli przepływu towarów czy kapitału, na czym bogacą się kraje starej Europy. A przecież też można mówić o frustracji społeczeństw i nieuczciwej konkurencji. Jeśli nieuczciwe jest to, że Polak jest w stanie pracować za niższą pensję we Francji (choć przypomnijmy, że jest to ciągle pensja przynajmniej równa minimalnemu wynagrodzeniu w tym kraju, uznanemu przecież przez rządzących za godną płacę), to jak nazwać wykupywanie polskich banków przez zagraniczny kapitał?

Przecież skrajnie nieuczciwy jest fakt, że Polska przez lata komunizmu nie dokonała akumulacji rodzimego kapitału, a Francja dysponuje nagromadzonym przez wieki bogactwem. Nikt jednak nie dopuszcza ograniczeń w tej dziedzinie i preferencji dla rodzimego kapitału. Gdy rząd PiS wprowadził podatek bankowy, Bruksela przede wszystkim sprawdziła, czy nie dyskryminuje on zagranicznego kapitału. A czy uczciwe jest kupowanie ziemi w Polsce przez bogatych cudzoziemców? Przecież oni zarabiają więcej niż Polacy i stać ich na więcej.

Debatę na temat nieuczciwości można by ciągnąć w nieskończoność. Ale to najgorszy możliwy argument, bo to, że ktoś jest bogatszy, ktoś inny gotowy więcej pracować, a jeszcze inny bardziej innowacyjny, nie znaczy, że mamy do czynienia z nieuczciwą konkurencją.

Granice konkurencji

Każdy konkuruje tym, w czym w danym momencie rozwoju gospodarczego jest najbardziej wydajny. W Unii Europejskiej zadaniem Komisji jest dbanie o to, żeby warunki dla tej konkurencji były równe, czyli podobne standardy techniczne i bezpieczeństwa, brak niedozwolonej pomocy publicznej. Bank BNP Paribas jest bardziej konkurencyjny niż rodzimy polski kapitał i dlatego wykupił polskie instytucje finansowe.

A polski robotnik budowlany jest bardziej konkurencyjny i wypiera z rynku belgijskiego lokalne przedsiębiorstwo. Dekretowanie przez Brukselę, jaka płaca jest uczciwa, i administracyjne likwidowanie przewagi konkurencyjnej jest bardzo niebezpieczne. Polski rząd powinien się temu sprzeciwiać, ale w obecnej sytuacji politycznej trudno mu będzie szafować argumentami o konieczności przestrzegania europejskich zasad.

Materiał Promocyjny
Szukasz studiów z przyszłością? Ten kierunek nie traci na znaczeniu
Kraj
Ruszyło śledztwo w sprawie Centrum Niemieckiego
Materiał Partnera
Dzień Zwycięstwa według Rosji
Kraj
Najważniejsze europejskie think tanki przyjadą do Polski
Kraj
W ukraińskich Puźnikach odnaleziono szczątki polskich ofiar UPA