Rzeczpospolita: Na tegorocznym festiwalu zobaczymy m.in. dwa spektakle ze Starego Teatru, Moniki Strzępki i Wojciecha Klemma, Krystyny Jandy i Iwana Wyrypajewa, przyjedzie TR Warszawa z Adamem Woronowiczem. A w Berlinie będzie do obejrzenia m.in. przedstawienie Thomasa Ostermeiera. Co sprawiło, że tegoroczny program można uznać za najmocniejszy od lat? Wyższa dotacja? Czy bardziej elastyczna postawa dyrektorów, którzy chcą wysłać spektakle na Kontrapunkt?
Anna Garlicka: Nie zdradzę wielkiej tajemnicy, mówiąc, że zrealizowanie festiwalu to sztuka kompromisu i szukanie rozwiązań alternatywnych, niestety nader często. A to brak odpowiednich przestrzeni, a to terminy, a to fundusze. Dodajmy, że w tym roku budżet jest znacznie niższy. Ale teatry chcą u nas występować, z każdym rokiem rośnie także liczba zgłoszeń zagranicznych. Bo Kontrapunkt to pewna marka, która służy dobrej promocji, co niewątpliwie pomaga w konstruowaniu całościowego programu. Dlatego festiwal trzeba traktować całościowo jako zjawisko kulturalne o pewnej dramaturgii, kierowane do rozmaitych grup odbiorców z głębokim przekonaniem, że pozostając propozycją artystyczną, pozwala niemal każdemu znaleźć coś dla siebie. Rokrocznie poszerza się zakres działań pozakonkursowych. Oczywiście najważniejsze są prezentacje konkursowe poddane ocenie jurorów i publiczności. I jak każdy inny festiwal dokonujemy wyboru z przedstawień wyprodukowanych w danym sezonie.
Jak konstruowała pani program zagraniczny – zarówno pozycje pokazywane w Szczecinie, jak i wyjazdowe w Berlinie?
Już od 2007 roku zapraszamy do konkursu spektakle zagraniczne, prezentowane w Szczecinie i w Berlinie, do którego Kontrapunkt na jeden dzień wyjeżdża. Dosłownie: czterema autokarami. Pomysł Dnia Berlińskiego już po raz dziesiąty pozwoli na prezentację przedstawień, których – z powodów ekonomicznych – nie moglibyśmy gościć w naszym mieście. Jednak pomimo dziesięcioletniej współpracy istnieją pewne logistyczne ograniczenia, które – siłą rzeczy – mają wpływ na konstrukcję programu artystycznego. Najpoważniejsze to liczba miejsc. Wyjeżdża 200 osób, zatem trzeba wykluczyć mniejsze, studyjne sceny. W Berlinie oglądamy z reguły trzy tytuły, zatem dwa z nich muszą zostać zaprezentowane w niestandardowych wczesnych godzinach popołudniowych. No i trzeba mieć jeszcze czas na przejazdy pomiędzy teatrami. Mówię o tym, by zobrazować trudność tego przedsięwzięcia. Jednak w bieżącym roku odwiedzimy znane już kontrapunktowej publiczności sceny: Deutsches Theater Berlin, Volksbühne oraz Schaubühne am Lehniner Platz.
To najważniejsze berlińskie sceny.