Inżynierowie i naukowcy z NASA wydają łazikowi nowe komendy każdego marsjańskiego poranka (dokładnie o godzinie 10). Około 800 osób zaangażowanych w ten kosmiczny projekt o wartości 2,5 miliarda dolarów musiało więc dostosować swój tryb życia do długości marsjańskiej doby.
Od naszej ziemskiej jest ona dłuższa o 39 minut i 35 sekund. Różnica niby nie jest wielka, ale po pewnym czasie to już prawdziwa rewolucja. - Czujemy się, jakbyśmy przez cały dzień mieli lekki jet-lag - mówi Bryn Oh, żona dyrektora lotów NASA, Davida, w rozmowie z reporterką agencji AP.
W zeszłym tygodniu członkowie rodziny Ohów - rodzice plus 8-letni Devyn, 10-letnia Ashlyn i 13-letni Braden - śniadanie zjedli o godzinie 15 (według ziemskiego czasu), lunch o 20, kolację o 2:30 w nocy, a tuż przed pójściem do łóżek o godzinie 5 nad ranem połknęli jeszcze deser.
Żeby mogli spać, Ohowie zainstalowali w oknach sypialni specjalne zasłony, dzięki którym żaden z promieni Słońca oświetlających ich kalifornijską rezydencję nie przedostaje się do środka. Na drzwiach do domu rodzina Ohów przed pójściem spać umieszcza zaś tabliczkę, która ostrzega potencjalnych przybyszów przed obudzeniem wszystkich domowników: „W czasie marsjańskim: dyrektor lotów śpi. Wróć później".
Elektroniczny zegarek wskazuje czas marsjański. A w organizacji dni pomaga specjalny kalendarz, w którym daty (marsjańskie i ziemskie) rodzina zapisuje na lustrze.