Tak uważa Charles Bolden, szef Amerykańskiej Agencji Kosmicznej NASA.

Charles Bolden, były kosmonauta, nie tylko jest o tym przekonany, ale wyraził to przekonanie oficjalnie, publicznie przed komisją nauki Kongresu USA: - Z informacji jakie aktualnie posiadamy nie wynika, czy jakaś asteroida zagraża ludności Stanów Zjednoczonych. Jednak gdyby takie zagrożenie pojawiło się w ciągu trzech nadchodzących tygodni, pozostaje tylko modlić się.

Szef NASA został wezwany przed komisję w związku z ostatnimi kosmicznymi wydarzeniami. Okazało się, że naukowcy w ostatniej chwili dostrzegli asteroidę, ktora "musnęła' Ziemię, przeleciała w odległości 27 680 km a więc bliżej niż odległość satelitów na orbicie stacjonarnej (36 000 km). Natomiast biektu, który 15 lutego eksplodował nad Rosją, w ogóle nie zauważono, a przecież rannych zostało blisko 1200 osób a szkody spowodowane jego eksplozją szacuje się na równowartość 33 milionów dolarów.

Charles Bolden poinformował komisję, co robi się w celu ochrony Ziemi, w szczególności Stanów Zjednoczonych przed tego rodzaju kosmicznymi zagrożeniami. Wyjaśniłi, że wbrew temu, co może się wydawać laikom, bardzo trudno śledzić obiekty, które w skali kosmicznej są mniejsze niż mikroskopijne, wielkości kilkudziesięciu metrow. Nie mniej NASA monitoruje obecnie 95 największych znanych obiektów o średnicy ponad 100 metrów, których trajektorie przebiegają w pobliu naszego globu.

- Uderzenie asteroidy tych rozmiarów wedug naszej wiedzy unicestwi ziemską cywilizację - powiedział przed senacka kommisją podczas tego samego posiedzenia John Holdren, doradca naukowy Białego Domu. - Ale żeby było jeszcze groźniej, trzeba sobie zdawać sprawę, że obserwowanych jest tylko 10 proc. spośród 10 000 asteroid jakie potencjalnie mogą zmieść z powierzchni miasto. Są to obiekty wielkości 50 m. Tego rodzaju ciała spadają na Ziemię średnio co 1000 lat, co nie oznacza, że nie nastąpi to w ciągu najbliższych trzech tygodni - powiedział John Holdren.