Ponieważ lądownik nie opadł dokładnie na wybrane miejsce, jego panele słoneczne nie odbierają takiej dawki energii, jaką zaplanowano. Specjaliści w centrum kontroli lotów obawiają się, że akumulatory zaraz się wyczerpią - w ciągu kilkunastu godzin po lądowaniu.
Wiadomo na razie tyle, że lądownik rozpoczął wiercenie powierzchni komety. Próbki mają zostać przeanalizowanie w wewnętrznym laboratorium pokładowym. Zostaną podgrzane, a aparatura sprawdzi wydobywające się substancje chemiczne. To m.in. na taką operację może nie wystarczyć energii.
- Wiertło dziś działało, ale jeszcze nie wiemy, czy udało się zebrać próbki i przenieść je do laboratorium. Tego dopiero się dowiemy - mówił Stephan Ulamec, menedżer operacji lądowania Philae. - Byłoby fantastycznie gdyby się udało, jednak nie mamy pewności. Akumulator może paść zanim nawiążemy ponownie kontakt.
Jak podkreśla BBC powołując się na informacje Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA), lądownik otrzymuje wprawdzie odrobinę energii słonecznej, jednak to za mało, aby normalnie działać. Energii wystarczy do soboty.
To nie jedyne zagrożenie dla misji na kometę. Wiertło zostało wysunięte na maksymalną odległość. To oznacza, że istnieje ryzyko, iż lądownik się przewróci. Z drugiej strony, wiertło może pomóc w przesunięciu sondy w miejsce, gdzie pada więcej promieni słonecznych. - Mamy nadzieję, że operacja się uda, ale nie wiemy jak daleko uda nam się przesunąć - mówi sieci BBC prof. Monica Grady z Open University.