Ten latający, a raczej opadający, talerz, nazwany LDSD – Low-Density Supersonic Decelerator – nie jest pojazdem kosmicznym w tradycyjnym rozumieniu, lecz elementem nowego systemu hamowania przystosowanym do rozrzedzonej marsjańskiej atmosfery. LDSD jest dziełem specjalistów z Jet Propulsion Laboratory w Pasadenie, zespołem kieruje dr Mark Adler.
Test miał się odbyć we wtorek w bazie amerykańskiej marynarki wojennej na Hawajach, ale z powodu złych warunków pogodowych został przełożony. Kolejne terminy wyznaczono na 11 lub 14 czerwca.
Za duże ciężary, za małe silniki
Urządzenie to posłuży do lądowania podczas pierwszej misji załogowej, jaką NASA wyśle na Marsa. W dalszej perspektywie LDSD będzie służył do przewożenia z orbity marsjańskiej na powierzchnię planety zaopatrzenia dla przyszłych kolonistów. Zapewni jak najtańsze dostarczanie ciężkich ładunków bezpośrednio na powierzchnię Marsa. Konstruktorzy liczą, że urządzenie będzie gotowe w 2018 roku.
Systemy spowalniania, hamowania w kosmosie nie zmieniły się od czasu misji Vikingów w latach 70. ubiegłego wieku. Teraz jednak są one niewystarczające, ponieważ bardzo wzrosła masa urządzeń wysyłanych w przestrzeń. Obiekty docierające do Marsa także będą masywne, dotyczyć to będzie zwłaszcza misji załogowych. Dlatego sposób hamowania staje się podstawowym zagadnieniem. Małe silniczki są wystarczające do wyhamowania małych sond, wystarczyły nawet do lądowania na Księżycu, gdzie grawitacja jest dużo mniejsza niż na Ziemi. Ale nie wystarczą na Marsie.