– Podejrzewam, że ta fundacja nie utrzyma się długo, jeśli działające w niej osoby będą dalej postępowały w ten sposób. Zbudowano ją na kłamstwie, oszustwie i manipulacji – stwierdził w wywiadzie dla Onetu Mariusz Milewski, który postanowił opuścić szeregi fundacji „Nie lękajcie się", pomagającej ofiarom pedofilii, w której działał od 2014 roku. – Od początku nie chciałem, żeby ofiary księży pedofilów były mieszane do polityki – dodał.
To stwierdzenie i odejście Milewskiego z fundacji jest dla niej właściwie końcem działalności. Bo choć po skandalu związanym z Markiem Lisińskim fundacja usiłuje jeszcze ratować twarz – zleciła m.in. kontrolę swoich wydatków od momentu założenia do 31 maja 2019 roku, a przeciwko byłemu prezesowi złożyła doniesienie do prokuratury w sprawie wyłudzenia pieniędzy od podopiecznej fundacji – to Milewski wbił jej właściwie nóż w plecy. Jego odejście oznacza bowiem, że fundacyjny ster dzierżą teraz głównie osoby, które uznały, że temat pedofilii w Kościele jest na tyle nośny i emocjonalny, że da się na nim zbudować polityczny kapitał. Osoby pokrzywdzone są być może ważne, ale ważniejsze jest utrzymanie się przy politycznym życiu.
Było to widać chociażby w działaniu posłanki Joanny Scheuring-Wielgus. Chociaż wspomagała działalność fundacji od kilku lat, to dopiero gdy w połowie 2018 roku opuściła szeregi Nowoczesnej zaangażowała się bardziej. Była jedną ze współautorek mapy pedofilii oraz raportu, który w lutym tego roku trafił do papieża Franciszka. Krótko potem dołączyła do ugrupowania Roberta Biedronia, który zapowiada rozliczenie Kościoła z pedofilii i z drugiego miejsca startowała do europarlamentu. I choć jeszcze przed wyborami do PE była jedną z sygnatariuszek apelu do polityków „o niewykorzystywanie tragedii dzieci-ofiar księży pedofilów do bieżących rozgrywek politycznych", nie przeszkadzało jej to w budowaniu własnego wizerunku. Prawdopodobnie gdyby nie żenująca wpadka z oddaniem psów do schroniska – ponoć w związku z alergią na psią sierść – prawdopodobnie weszłaby do europarlamentu.
Niewykluczone też, że gdyby na jaw nie wyszła sprawa Marka Lisińskiego, jego nazwisko znalazłoby się na liście którejś z partii (pewnie Wiosny) na jesienne wybory do Sejmu.
Fundacja ma wprawdzie jeszcze w swoim składzie stołeczną radną Agatę Diduszko-Zyglewską, ale gołym okiem widać, że budowa jakiejś partyjnej przybudówki w oparciu o osoby wykorzystywane w przeszłości seksualnie przez duchownych nie wypaliła.