Kiedyś ks. Józef Tischner podczas wykładu podkreślił, że na powolny upadek cesarstwa rzymskiego złożył się rozkład trzech elementarnych pojęć – osoby, sacrum i sztuki. Pojęcie osoby kryło w sobie głębię bycia etycznym. A być etycznym to umieć wziąć odpowiedzialność za słowa, czyny i ponieść konsekwencje podjętych decyzji.
Daleko od ducha
Tam, gdzie etyka jest kwestią uznania, tam człowiek staje się wyrazem pogardy. Wówczas cynizm jest dominantą życia, a cynik nie zna wartości niczego, ale zna cenę wszystkiego. Wówczas – jak słusznie zauważył Benedykt XVI – każda wartość jest podważalna i żadna norma nie jest nienaruszalna.
Pojęcie sacrum stawało się piękną formą, w której świętość pozbawiona była treści i przekonującej mocy. Siła intelektu – jak dopowiedział papież
– stawała się genialnym wyrafinowaniem w robieniu zła, a dobro i prawda nie miały siły przebicia. Chodzi o to, że dekadencja moralna społeczeństwa jest efektem zakłamania. Dlatego „jeśli człowiek stawia swoją wolę, swoją pychę i swoją wygodę ponad wymagania prawdy, to w końcu wszystko ulega odwróceniu. Nie oddaje czci Bogu, któremu jest ona należna, lecz oddaje cześć obrazom, pozorom opinii, które się narzuca, i zdobywa panowanie nad ludźmi".
Pojęcie sztuki zostało sprowadzone do koncepcji widza. Doskonale obrazuje to film „Gladiator", gdzie zasiadający w Koloseum Rzymianie brali udział w igrzyskach, ale duch ich przebywał daleko. Nie dziwi więc, że w miarę bogacenia się wzrastało zapotrzebowanie na koncepcję szczucia. Gdzie bowiem nie ma ducha, tam małość daje znać o sobie. Umieć szczuć, poniżać i poróżniać to przepustka do władzy. Jednak ta koncepcja doprowadziła do upadku.