„W obecnych warunkach międzynarodowych uznanie Arcachu (ormiańska nazwa Górskiego Karabachu – red.) jest jedynym skutecznym mechanizmem przywrócenia pokoju i bezpieczeństwa w regionie" – stwierdza oświadczenie miejscowego MSZ.
Jednocześnie prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew za „zaostrzenie sytuacji w regionie" obarczył winą „szereg krajów, które chciały przedłużenia okupacji (Górskiego Karabachu)". Azerski przywódca nie nazwał żadnego z nich, ale można się domyślać, że uwagi kierował głównie pod adresem Rosji. Od ponownego wybuchu walk 27 września Kreml jednak demonstracyjnie unika kontaktu zarówno z Baku, jak i popierającą go Ankarą. – To zależy od grafików prac prezydentów oraz celowości rozmów – wyjaśnił szczerze rzecznik rosyjskiego prezydenta, dlaczego Putin nie podjął rozmów z Azerbejdżanem i Baku.
– Nie odczuwamy deficytu kontaktów – zapewnił jednak Dmitrij Pieskow, powołując się na rozmowy ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa z szefem dyplomacji Turcji i Azerbejdżanu. Nie wiadomo jednak, czy doprowadziły one do jakichkolwiek rezultatów.
Baku co prawda dopuszcza udział pośredników, ale domaga się od nich „bezstronności". Tymczasem do armeńskiej stolicy Erywania przybył z tajemniczym ładunkiem „rejs specjalny" z Rosji, od którego odżegnują się jednak na Kremlu.
Walki natomiast nie cichną ani na chwilę. Wojska azerskie cały czas prowadzą ostrzał sił ormiańskich na całej długości frontu. Próbują też ataków lądowych, szczególnie w południowej części Karabachu, w pobliżu granicy z Iranem. O zajęciu tam miasta Dżyrakan informował już prezydent Alijew, ale przywódca Górskiego Karabachu twierdzi, że był w nim w poniedziałek i znajduje się on pod kontrolą jego sił.