– Zaczęli swoje dawno zapowiadane, kolejne kontrnatarcie, teraz na kierunku chersońskim. Straty są, rezultatów nie ma – mówił jeszcze w czasie wizyty w Pekinie prezydent Władimir Putin.
Powiedział to jednak sześć dni temu, a walki na wschodnim brzegu Dniepru wciąż trwają. Rosyjskie oddziały nie mogą dać sobie rady z ukraińską piechotą morską, która przepłynęła rzekę.
Poza rosyjskim prezydentem nikt ani z jednej, ani z drugiej strony nie potwierdził forsowania rzeki. Jedyne, co wiadomo obecnie, pochodzi od analityków szukających w internecie zdjęć oraz nagrań wideo i próbujących ustalić, gdzie je zrobiono i gdzie toczą się walki.
Pozbierany z drobnych ułamków obraz wygląda następująco. Ukraińcy przepłynęli Dniepr w zeszłym tygodniu, na tyle niespodziewanie, że na okupowanym brzegu wzięli do niewoli jakąś grupę rosyjskich oficerów. Możliwe, że zniknięcie dowódców wywołało chaos wśród Rosjan, w każdym razie oddziały ukraińskie zajęły trzy wioski leżące 3–4 km od brzegu. Prawdopodobnie próbowali przeciąć główną drogę biegnącą wzdłuż rzeki, która jest najważniejszą rosyjską arterią komunikacyjną w tym rejonie.
Nastąpiły jednak gwałtowne kontrataki rosyjskie. „Teraz będzie jak pod Aleszkami (tam była inna próba desantu przez rzekę – red.), do ataku rzucą oddziały Sztorm Z (złożone z więźniów – red.) i nie zważając na straty, spróbują wypchnąć Ukraińców za Dniepr” – pisał wtedy jeden z rosyjskich blogerów wojskowych.