Ukraińcy: Bez Europy już by nas nie było

Dziękujemy Europie – mówią z wdzięcznością moi rozmówcy w Kijowie.

Publikacja: 06.02.2023 03:00

Zdobyczny rosyjski czołg na wystawie w centrum Kijowa

Zdobyczny rosyjski czołg na wystawie w centrum Kijowa

Foto: Oleksii Chumachenko/Anadolu Agency/ABACAPRESS.COM

Niespełna rok od wybuchu wojny Ukraina jest zupełnie innym państwem. Znalazła się w przedsionku Unii Europejskiej, z którego iść już można tylko do części mieszkalnej. Odwrotu nie ma. – Europa jest z wami tak długo, aż do dnia, w którym ukraińska flaga zawiśnie tam, gdzie jej miejsce: w Brukseli, przed Berlaymont (budynek Komisji Europejskiej – red.), w sercu Unii – powiedziała w Kijowie Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej.

Spokojna stolica

I choć armia rosyjska codziennie zabija ludzi i niszczy infrastrukturę, to Wołodymyr Zełenski wykreował sytuację, w której UE nie ma wyjścia: musi przyjąć Ukrainę. Wielu wieszczyło, że im dłużej potrwa wojna, im większe będę nakłady Unii, im bardziej obywatele UE będą odczuwać skutki wysokich cen energii, tym mniejsze będzie poparcie dla Ukrainy. Stało się wręcz odwrotnie. Ukraina rozpoczęła ekspresową podróż do Unii i jeszcze w tym roku ma szansę rozpocząć negocjacje akcesyjne. Tak twierdzą wysokiej rangi przedstawiciele UE, z którymi „Rzeczpospolita” rozmawiała w Kijowie oraz w drodze powrotnej w nocnym pociągu z Kijowa do Przemyśla po historycznym szczycie UE-Ukraina.

Czytaj więcej

Szczyt w Kijowie: Kurs Ukrainy na UE jest nieodwracalny. Zełenski apeluje o blokadę Rosatomu

Kijów początku lutego 2023 roku nie wygląda na miejsce wojny. Widać oczywiście wzmożoną ochronę miejsc publicznych, zamknięte kwartały wokół budynków rządu i siedziby prezydenta, czy zapory przeciwczołgowe na chodnikach, gotowe do ustawienia na głównych ulicach. Ale w porównaniu z początkiem wojny prawie rok temu jest bardzo spokojnie.

Nie chcą wyjeżdżać

Odwiedzam w Kijowie zwyczajną rodzinę, która, jak wielu mieszkańców stolicy, uciekła wtedy na wieś do domu dziadków 70 kilometrów od miasta. Ale tam ciągle było niebezpiecznie. – Huk był straszny, baliśmy się – opowiada ją mi. Rodzice tam zostali, ale dzieci wysłali dalej na zachód. Córka i młodszy syn wyjechali w ogóle z Ukrainy, średni zatrzymał się u swojego przyjaciela w Iwano Frankowsku. Potem już bez dwójki dzieci wrócili do obronionego Kijowa. Zupełnie bezpiecznie się nie czują, rakiety było niejednokrotnie słychać z ich okien, ale dopóki pracują, z miasta nie będą wyjeżdżać.

To rodzina Nastii i Sema, ukraińskiego rodzeństwa, które w 2022 roku przez trzy miesiące gościłam w swoim domu w Brukseli. 25-letnia Nastja i 14-letni Sem są teraz w Monachium – ona pracuje, on chodzi do lokalnej szkoły. W Niemczech widzą swoją przyszłość. Ich rodzice i 20-letni brat zostali w Kijowie. Jewhen nie może opuścić Ukrainy, bo jest w wieku poborowym. Studiuje prawo i pracuje jako doradca na infolinii uruchomionej przez ministerstwo transformacji cyfrowej: na internetowym czacie odpowiada na pytania ludzi dotyczące poruszania się w sieci.

– Mama bardzo chciałaby, żebym dołączył do rodzeństwa w Monachium. Ale ja nie chcę, nawet jak byłoby to możliwe – mówi chłopak. Był raz za granicą – w Niemczech i Polsce – widział też różne miejsca w Ukrainie i dla niego najpiękniejszy jest Kijów. – Tu była moja pierwsza praca w barze, gdy miałem 16 lat – opowiada, wskazując na plac w centrum Kijowa, gdy jedziemy niebieską skodą octavią do jego domu. – Pamiętam, jak wyszedłem późnym wieczorem po pierwszym dniu pracy. Popatrzyłem wtedy na Kijów w nocy i ten obraz będzie ze mną na zawsze – mówi. Chce zostać na Ukrainie, chce ją odbudowywać, uważa, że kraj ma przed sobą przyszłość.

Grafik wyłączeń

Jedziemy na osiedle Ipodrom, położone w okolicy stacji metra o tej samej nazwie w dzielnicy Teremki. To południowe obrzeża Kijowa, typowy postsowiecki krajobraz znany dobrze w Polsce: niekończąca się zabudowa wysokich wieżowców. Po drodze z centrum miasta mijamy pojedyncze ciemne kwartały. Pytam Jewhena, o co chodzi, czy to opuszczone budynki. – A, pewnie nie mają teraz prądu – odpowiada.

Każda rodzina w Kijowie dysponuje grafikiem i wie dokładnie, kiedy ma przerwy w dostawach energii elektrycznej. Obecnie reguła jest następująca: cztery godziny prądu, cztery bez. Wiele domów jest ogrzewanych elektrycznie, więc brak prądu oznacza też brak ciepła. Mnie akurat trafił się moment między godziną 18 a 22, gdy w domu Jewhena jest jasno i ciepło, a na siódme piętro można wjechać windą.

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Długa droga Ukrainy do Europy

Rodzice – Sasza i Olena – już czekają, roześmiani i gościnni. Zaraz zapraszają do kuchni na kolację – ukraiński barszcz, wieprzowe kotlety i na deser kijowski torcik. Do picia wódka lub czerwone wino. Bułgarskie, bo Sasza – emerytowany policjant – jest kierowcą ambasadora Bułgarii. Jego żona Olena pracuje jako pielęgniarka w klinice pediatrycznej. Co chwila wznosimy toasty: za zwycięstwo nad Rosją, za rodzinę i za przyjaźń polsko-ukraińską. – Gdy w czasach ZSRR chodziłem do szkoły, uczono nas, że Rosjanie to nasi bracia, a Polacy wrogowie. Teraz okazało się, jak jest naprawdę – mówi Sasza. A jego żona dodaje: – Dziękujemy Europie. Bez niej już by nas nie było.

Geopolityka w kuchni

Serdeczność moich gospodarzy na pewno częściowo można wytłumaczyć wdzięcznością za to, że gościłam ich dzieci. Ale rodzinna atmosfera, której doświadczam, to coś więcej. To ta typowa wschodnia gościnność, którą dobrze pamiętam z domu mojej pochodzącej z Wołynia babci. Humory dopisują, mąż i syn czule żartują z Oleny, gdy ta z prawdziwym znawstwem rozprawia o rodzajach broni, na którą czeka Ukraina. – No proszę, mamy w domy wojskowego stratega – śmieje się Sasza. Oglądamy wiadomości w telewizji, widzimy więc doniesienia i o F-16, i o wyrzutniach rakiet Patriot. No i relację z wizyty Ursuli von der Leyen oraz unijnych komisarzy w Kijowie, która i mnie przywiodła do tego miasta. – Naprawdę ją lubię, ona tyle robi dla Ukrainy – mówi Olena. Gdy coś odpowiadam na to wspominając o narodowości von der Leyen moi gospodarze reagują zdziwieniem. – Ona jest Niemką? A myśleliśmy, że Holenderką – mówią. Ale Niemców, inaczej niż w Polsce, na Ukrainie się nie krytykuje. – Scholz robi bardzo dużo dobrego, dostarcza nam mnóstwo broni. Tylko nie potrafi tego dobrze komunikować – uważa Sasza.

Wobec Francji jest jednak krytyczny. – Nic nie robią, a Macron tylko dzwoni do Putina: „Wowa, co słychać?” – żartuje gorzko gospodarz. Jeśli swoje poglądy kształtuje na podstawie lektury ukraińskich mediów, to trzeba przyznać, że bardzo wiarygodnie prezentują one otoczenie geopolityczne Ukrainy.

Niespełna rok od wybuchu wojny Ukraina jest zupełnie innym państwem. Znalazła się w przedsionku Unii Europejskiej, z którego iść już można tylko do części mieszkalnej. Odwrotu nie ma. – Europa jest z wami tak długo, aż do dnia, w którym ukraińska flaga zawiśnie tam, gdzie jej miejsce: w Brukseli, przed Berlaymont (budynek Komisji Europejskiej – red.), w sercu Unii – powiedziała w Kijowie Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej.

Pozostało 93% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Konflikty zbrojne
Ukraina musiała wycofać czołgi Abrams z linii frontu
Konflikty zbrojne
USA kupują broń dla Ukrainy wartą miliardy dolarów
Konflikty zbrojne
Francja chce chronić igrzyska greckim systemem obrony powietrznej. Wystąpiła o pożyczkę
Konflikty zbrojne
Wojna Rosji z Ukrainą. Front się sypie. Niespodziewana zdobycz najeźdźców
Konflikty zbrojne
Prezydent Władimir Putin zdradza plany Rosji wobec Donbasu