– Rosja mówi, że Turcja stanęła po jednej ze stron konfliktu. Jeśli szukamy kogoś zamieszanego w konflikt, to jest to Rosja – powiedział prezydent Turcji Recep Erdogan.
Turecki lider mówił o najnowszym starciu Azerbejdżanu z Armenią o Górski Karabach. Konflikt ciągnący się od 1988 roku wybuchł z nową siłą na początku kwietnia.
– Rosja znajduje się w ślepym zaułku – uważa z kolei ekspert moskiewskiej Fundacji Carnegie Aleksandr Małaszenko. – Jeśli Azerbejdżan zdobyłby przewagę na polu walki, a Rosja przyszłaby z pomocą Armenii, utraciłaby w Baku politycznego partnera w regionie – dodaje.
Moskwę i Erywań łączą ścisłe więzy sojusznicze. Oba kraje należą do postradzieckiej Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, Baku zaś do niej nie należy. W armeńskim Giumri znajduje się duża rosyjska baza wojskowa. W sumie w kraju stacjonuje około 5 tysięcy rosyjskich żołnierzy.
Ale w ciągu ostatniej dekady Rosja starała się o polityczne zbliżenie z bogacącym się na sprzedaży ropy Azerbejdżanem. Część najnowszego sprzętu wojskowego azerska armia kupiła w Moskwie. Rosjanie tłumaczyli w Erywaniu, że dzięki temu wzmacniają swoje wpływy w Baku, a to dobrze z punktu widzenia Armenii. – Tam, gdzie są pieniądze, moralności zwykle brak – zauważył prezydent Armenii Serż Sarkisjan, gdy w końcu okazało się, że Rosja nie ma lub nie chce użyć swoich wpływów do powstrzymania starć.