Naszą krwią, naszą duszą będziemy cię bronić, Baszarze – takim okrzykom syryjskich żołnierzy towarzyszyły rosyjskie flagi z literą Z, używaną przez agresora na Ukrainie. Nie wiadomo, gdzie filmik o takiej treści powstał, ale nie ma wątpliwości, że jest to dzieło rosyjskiej propagandy. Pojawił się po tym, jak prezydent Putin, odpowiadając na sugestie swego ministra obrony, dał zielone światło dla zaangażowania syryjskich najemników w wojnie w Ukrainie.
– Zdobyliśmy na Ukraińcach stingery i javeliny, a także inną broń i dobrze byłoby ją przekazać do dyspozycji sił w Donbasie – mówił na transmitowanej przez rosyjską telewizję naradzie minister Siergiej Szojgu.
– Jeśli są tacy ludzie, którzy gotowi byliby z własnej woli, nie dla pieniędzy, przyjść z pomocą ludziom mieszkającym w Donbasie, to musimy dać im to, czego chcą, i pomóc im dostać się do stref konfliktu – odpowiedział Putin.
Czytaj więcej
W trzecim tygodniu agresji na Ukrainę większość Rosjan ją popiera. Ale mniejszość się nie poddaje.
Nie wiadomo, czy najemnicy już do Donbasu dotarli, ale jest jasne, że nie będą walczyć za darmo. Jak twierdzi brytyjski „Guardian”, w Damaszku trwa już rekrutacja chętnych na rosyjską wojnę. Mają otrzymywać 3 tys. dol. miesięcznego żołdu. – To majątek w porównaniu z 50 dol. miesięcznego żołdu w Syrii. Można sobie wyobrazić, że znajdzie się spora rzesza chętnych nie tylko z Syrii, ale i innych państw regionu – mówi „Rzeczpospolitej” Nadim Shehadi, analityk z Bejrutu. Zwraca uwagę, że najemnicy z Bliskiego Wschodu mają duże doświadczenie bojowe, na Ukrainie mogliby się przydać. Moskwa liczy na 16 tys. takich ludzi.