O sprawie stało się głośno w 2008 roku, ale ostatnie ustalenia dowodzą, że kolumbijska armia dokonywała zbrodni na znacznie większą skalę, niż dotychczas sądzono. Wielu wysokich rangą kolumbijskich wojskowych akceptowało takie działania, albo nie robiło niczego, aby je powstrzymać - twierdzi HRW.
"Pod presją przełożonych, którzy domagali się sukcesów i dużej liczby ofiar po stronie rebeliantów, żołnierze porywali cywili lub zwabiali ich w określone miejsce pod fałszywym pretekstem - np. obiecując im pracę - a następnie mordowali ich a potem umieszczali broń przy zabitych i informowali o sukcesach w walce z FARC" - czytamy w raporcie HRW.
HRW zamierza przedstawić wyniki swojego śledztwa prezydentowi Kolumbii Juanowi Manuelowi Santosowi, który podjął starania o wynegocjowanie pokoju z FARC.
Armia miała popełniać zbrodnie na największą skalę w latach 2002-2008, kiedy to ówczesny prezydent kraju Alvaro Uribe doprowadził do eskalacji konfliktu z FARC, dzięki czemu kolumbijskie władze odzyskały kontrolę nad znaczną częścią terytorium kontrolowanego wcześniej przez rebeliantów. Obecny prezydent był sekretarzem obrony w administracji Uribe, ale obecnie jest wielkim przeciwnikiem byłego prezydenta.
W latach nasilonych walk z FARC wojskowi dowódcy kładli duży nacisk na liczbę rebeliantów zabitych w potyczkach, która miała być miarą sukcesów w walce z FARC. Żołnierze jednostek, którzy mieli na swoim koncie najwięcej zabitych rebeliantów, byli czasem dodatkowo nagradzani finansowo. Otrzymywali też okolicznościowe urlopy.