Nadszedł moment na budowę nowych sojuszy w zjednoczonej Europie. Dotychczasowy układ zburzył brexit, a jeszcze bardziej odejście Donalda Trumpa, bo Joe Biden ma we Wspólnocie zupełnie innych faworytów niż poprzedni prezydent USA.
Polska co prawda straciła cennych sojuszników zarówno w Londynie, jak i Waszyngtonie, ale ma atut, który będzie w cenie w wychodzącej z wielkim trudem z pandemicznej zapaści Unii. To stosunkowo zdrowa, konkurencyjna gospodarka z jednym z najniższych na kontynencie wskaźników bezrobocia. Od Hiszpanii po Francję, od Włoch po Niemcy priorytetem rządów będzie teraz szukanie dobrych interesów, które dadzą pracę młodym i nieco ulżą przygniecionym długiem finansom publicznym.
Polska, jeśli wykaże się dyplomatycznym sprytem i uśmierzy niepokoje wokół praworządności i demokracji, zamiast je eskalować, może skutecznie zagrać tą kartą. I po raz pierwszy od 2015 r. znów wejść do ligi wielkich Europy. Miałoby to też zbawienny wpływ na ewolucję sceny politycznej w kraju, wzmacniając pozycję umiarkowanych polityków kosztem radykałów.
Spektakularny krok na tej drodze może zostać zrobiony już w najbliższych dniach. Najpierw do Paryża poleci Jarosław Gowin, potem, po raz pierwszy od czasów Beaty Szydło, polski premier przekroczy bramę Pałacu Elizejskiego, zaproszony przez Emmanuela Macrona. Ale już wcześniej podobne zbliżenie, choć bardziej dyskretne, można było obserwować w relacjach z Hiszpanią.
Zgodnie z ustaleniami grudniowego szczytu w Brukseli Trybunał Sprawiedliwości UE musi rozstrzygnąć, czy powiązanie wypłaty unijnych funduszy z zasadami praworządności jest zgodne z europejskimi traktatami. Zanim to nastąpi, kilkunastomiesięczna przerwa w sporze z Unią o wymiar sprawiedliwości mogłaby zostać wykorzystana do trwałego zażegnania konfliktu o rządy prawa. Nowa dynamika w relacjach z zachodnimi stolicami dałaby też polskiemu rządowi kartę przetargową w negocjacjach z Amerykanami dotyczących kontraktów zbrojeniowych czy gospodarczych. Wszystko pod warunkiem, że dyplomacja przestanie być wyłącznie pochodną krajowej polityki, jak to się dzieje od pięciu lat.