Doświadczyła tego swego czasu AWS, której nigdy nie wpuszczono na Woronicza i plac Powstańców przez cichy sojusz swego formalnego koalicjanta – UW – z opozycyjnym SLD.

Mam wrażenie, że historia się powtarza. Co prawda, jeśli dobrze odczytuję polityczną strategię PO (a odczytuję ją tak, że wizerunek jest i będzie dla Platformy ważniejszy niż cokolwiek innego), przejęcie, a co najmniej zneutralizowanie TVP jest dla niej sprawą kluczową i będzie się o to bardzo starać. Musiałaby jednak zmienić ustawy, a każdą taką zmianę prezydent zawetuje.

Tymczasem lewica, ustami przewodniczącego, już zapowiedziała, że wcale niekoniecznie pomoże to weto odrzucić, chyba że zostaną spełnione jej postulaty. Programowe, oczywiście. Wcale też nie musi w tej sprawie popierać dążeń Platformy koalicyjne PSL. Nie jest mu bynajmniej na rękę, żeby przytłaczające poparcie dla partii Tuska utrzymywało się na obecnym poziomie, a zwłaszcza jeszcze bardziej rosło. Widać zresztą, że mimo uczestnictwa w koalicji rządzącej PSL nie atakuje PiS, a PiS nie strzela do PSL; za to politycy obu partii coraz częściej spotykają się na przyjaznych pogwarkach w Radiu Maryja.

Parę niedawnych nominacji w telewizji odbieram jako sygnał, że PiS gotowe jest tam wpuścić na miejsca po Samoobronie i LPR trochę zielonych i czerwonych – pewnie będzie tu sporo targów, ale wszystkim trzem opłaca się trzymać sztamę przeciwko Tuskowi. Dla salonu, który już dzielił między swoich programy, to zła nowina. Dla pluralizmu polskich mediów – w sumie mniejsze zło.