– Mąż nie ma już woli i chęci ciągnięcia tego śmierdzącego wozu. Nie wiadomo, czy warto mieć zdrowie w tej sytuacji. Znowu następny proces i znowu następny proces – powiedziała żona byłego prezydenta. Jako przyczynę pogorszenia stanu zdrowia pani Jaruzelska wskazuje na „represje zafundowane mu przez prawicowe rządy”. W wypowiedzi dla „Trybuny” tłumaczy: – Musi wydobrzeć, żeby go dobili. Robią to genialnie powolutku i sukcesywnie.

Barbara Jaruzelska ma prawo do troski o zdrowie męża. Jednak jej sugestie, że procesy, w jakich uczestniczy Jaruzelski, są formą represji, muszą spotkać się ze zdecydowaną reakcją. Były szef WRON korzysta z praworządnych procedur sądowych demokratycznego państwa. Dają mu one – jako oskarżonemu – bardzo wiele uprawnień. Korzysta z nich umiejętnie i być może dlatego jego proces w sprawie masakry na Wybrzeżu w 1970 roku trwa już od ponad dekady.

Warto też pamiętać, że w czasach rządów Wojciecha Jaruzelskiego procesy, jakie wytaczano ludziom „Solidarności”, bywały kpiną z praworządności. Prawa oskarżonych były łamane. Świadków obrony zastraszano lub utrudniano składanie im zeznań. A sędziowie z czasów stanu wojennego potrafili w wulgarny i nienawistny sposób obrażać opozycjonistów z ławy oskarżonych.

Dziś natomiast – jak wskazują rodziny ofiar Grudnia 1970 roku – podczas procesów Jaruzelskiego jest raczej nadużywanie uprawnień przez jego obronę, niż szykanowanie byłego szefa WRON. Wojciech Jaruzelski korzysta z przywilejów, jakie należą się byłym prezydentom. Z wyjątkiem jednej nocy w roku, gdy 13 grudnia odbywa się w pełni legalna – podkreślmy – demonstracja przed domem byłego szefa WRON, jego spokoju nic nie zakłóca. Nic – prócz faktu, że jako człowiek, na którym ciąży oskarżenie o odpowiedzialność za masakrę ludności, podlega osądowi wymiaru sprawiedliwości. Jak każdy obywatel Polski.

Skomentuj na naszym blogu: blog.rp.pl