Stojący na czele MSWiA Grzegorz Schetyna był niemal niewidoczny, co na tle wymienionych powyżej nie jest wadą. Schetyna wydaje się dobrze zorganizowanym członkiem rządu – umiał tak delegować kompetencje na swoich zastępców, że może zajmować się tym, co zawsze – wielką polityką przy boku premiera.

Natomiast Pitera i Ćwiąkalski dali się poznać jako najwytrwalsi żołnierze na froncie walki z PiS. Pitera z tajemniczym "raportem", w którym miały być prokuratorskie zarzuty przeciwko szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu, a w efekcie nie było nic, przez wiele tygodni podważało wiarygodność antykorupcyjnej agencji. Minister Ćwiąkalski z wielką energią zajmował się laptopami niszczonymi i ponoć topionymi przez Zbiorę i jego ludzi. W tym czasie, że przypomnę złośliwie, nadzorowana przez niego prokuratura była tak taktowna, że w tajemnicy przed opinią publiczną przesłuchała Ryszarda Krauzego i ceny akcji firm biznesmena nie ucierpiały. Niezmiernie ciekawe sprawy dzieją się w służbach specjalnych – choć opinia publiczna jest o nich skąpo informowana. Już w pierwszych dniach urzędowania rząd Tuska wyrzucał konsekwentnie ze stanowisk kierowniczych ludzi powołanych na nie za rządów PiS. Wiadomo, że koalicjanci podzielili stanowiska kierownicze w służbach specjalnych. PO ze swego klucza obsadza szefów służb, PSL zastępców. Służbą, w której Platforma szczególnie teraz walczy z tym, co pozostawiło PiS, jest kontrwywiad wojskowy stworzony na nowo przez Antoniego Macierewicza.

Politycy PO nie wahają się publicznie podważać kompetencji kontrwywiadu i możliwości działania. Tymczasem niemal co dzień w mediach pojawiają się newsy-wrzutki ze służb specjalnych lub resortu sprawiedliwości mające opisywać kolejne "zbrodnie" PiS.