Po 1989 r. państwo miało się stać nasze. Liczyliśmy na to, że przynajmniej będzie sprawnym nocnym stróżem. Że będziemy mogli zaufać milicji przechrzczonej na policję i innym służbom odpowiedzialnym za bezpieczeństwo obywateli. Ale potem doszło do porwania i zabójstwa Krzysztofa Olewnika. Ta sprawa i późniejsze związane z nią wydarzenia, niestety, rodzą podejrzenia, że policja, tak jak kiedyś milicja, jest służbą najlepiej potrafiącą bronić interesów własnych i swoich funkcjonariuszy.

Samobójstwo skazanego właśnie na dożywocie zabójcy Krzysztofa Olewnika musi budzić nieufność nie tylko dlatego, że każde samobójstwo więźnia czy aresztanta jest podejrzane. Musi budzić nieufność, bo choć w tej sprawie od początku wszystko było nienormalne, nikt nie reagował.

Policjanci najpierw nie zabezpieczyli odpowiednio śladów, zachowywali się tak, jakby nie chcieli odnaleźć porwanego chłopaka i sugerowali, że Olewnik porwał się sam. Urzędnicy MSWiA za rządów SLD ignorowali prośby o pomoc, tak jakby sami chcieli kogoś kryć. W końcu w dziwnych okolicznościach zaginął nieoznakowany radiowóz ze wszystkimi materiałami ze śledztwa. Rok temu dziwnym trafem w więzieniu powiesił się szef gangu porywaczy. A teraz to samobójstwo…

Jeśli państwo ma działać normalnie, jeśli policja chce być skuteczna, to musi cieszyć się zaufaniem obywateli. Po 1989 roku wiele zrobiono, aby Polacy nie bali się policjanta. Oby nie okazało się, że sprawa Krzysztofa Olewnika zniweczyła cały ten wysiłek.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/blog/2008/04/06/dominik-zdort-jak-zaufac-panstwu/]Skomentuj na blogu[/mail][/ramka]