Tu, na przyjaznym sobie gruncie, gwiazdorzy i dysponenci Orkiestry nawet nie próbują ukrywać, że za swą misję uważają nie bezstronność, ale walkę z PiS. „Ekipa Kaczyńskiego została rozpoznana przez media jako niebezpieczna” – wyznaje tę wiarę Piotr Najsztub – „rząd Tuska może okazać się nieudolny, ale niebezpieczny dla państwa nie jest”.
Dla państwa czy tylko dla pewnego środowiska, fakt faktem, że może być nie wiem jak nieudolny, a w pewnych mediach krytyka mu nie grozi. „Nie wolno traktować PiS-u jak każdej innej partii, bo nosi ona w sobie wirus niebezpieczny dla demokracji” – tłumaczy Jerzy „Tusku musisz” Baczyński, a jego podwładny Wiesław Władyka dodaje, iż „ważniejsze jest dla Polski powstrzymanie powrotu PiS-u do władzy, niż rozliczanie Tuska”.
Nic nowego: już za Suchockiej mieliśmy opozycję „konstruktywną” i „antypaństwową”, w której tępieniu cywilizowane zasady nie obowiązywały. Bo Tusk, jak wywodzi Ewa Milewicz, „nie oznajmia, że za protestującymi skrył się szatan, ZOMO albo łże-elita”. Kto zna cytaty źródłowe, wie, że Kaczyński też bynajmniej nie oznajmiał, ale wiara uzasadniająca zarzucenie dziennikarskiej uczciwości nie musi być przecież oparta na faktach.
Nic zupełnie nie rozumie z tych dziejowych konieczności Leszek Balcerowicz, który rząd Tuska właśnie skrytykował za nicnierobienie – i oto Jacek Żakowski oznajmił słuchaczom, że „Balcerowicza trzeba traktować z przymrużeniem oka”. Dogmat o lepszości Tuska zwycięża więc nawet z dogmatem o nieomylności Balcerowicza. A to już poważna sprawa…