Bronisław Wildstein: Wajda nieznany

Andrzej Wajda został Człowiekiem Roku "Gazety Wyborczej". Nie ma się co dziwić. W 2007 roku wybitny reżyser wszedł znowu na scenę publiczną z niezwykle ważnym filmem, jakim jest "Katyń". Wystąpienie z okazji przyznania mu nagrody mogło jednak zaskoczyć admiratorów jego twórczości.

Publikacja: 16.05.2008 23:40

Za najważniejszy moment swojego życia Wajda uznał nie stworzenie któregokolwiek z filmów czy spektakli, nie wydarzenie z życia osobistego, najważniejszym aktem w życiu reżysera okazał się współudział w powołaniu "Gazety Wyborczej". W ocenie minionego roku w jego osobistej perspektywie najlepsze było nie stworzenie "Katynia", ale upadek rządu PiS.

Czyżby Wajda był więc klasycznym przypadkiem niezaspokojenia, które każe politykom marzyć o osiągnięciach artystycznych, a artystom – o karierze politycznej? Ci pierwsi śnią o akcie twórczym, w którym materia jest bez reszty posłuszna działaniom kreatora; ci drudzy roją o bezpośrednim wpływie na zjadaczy chleba.

Wajda nie kończy jednak na tym. Okazuje się, że największą grozą napawa go istnienie Instytutu Pamięci Narodowej. Postawa ta nie dziwiłaby, gdyby Wajda był futurystą, ale w wypadku artysty, który swoją twórczością udowadniał, jak głęboko rozumie znaczenie przeszłości dla teraźniejszości narodu... IPN straszy teczkami – żali się reżyser. Po czym wyznaje, że obejrzał własną i nic strasznego tam nie znalazł.

Czy reżyser w ten sposób stwierdza, że jego konstrukcja psychiczna pozwoliła mu przetrwać konfrontację z IPN, która dla zwykłych śmiertelników może okazać się nie do zniesienia? Czy uznaje, że wiedza o przeszłości dla zwykłych Polaków winna być dozowana wyłącznie przez "Wyborczą", chyba że jest się wielkim reżyserem?

Czy może wyjaśnienie kryje się w sformułowaniu: "cały czas w PRL udawałem z powodzeniem głupiego". Czy zachowanie takie może pozostać bez konsekwencji? A Wajda kontynuuje: "19 lat codziennego czytania "Gazety Wyborczej" nie mogło pozostać bez wpływu na moją biedną głowę".

Reklama
Reklama

Trudno nie zgodzić się z autorytetem. Zwłaszcza gdy jego wypowiedzi stanowią tego najlepszy dowód.

Za najważniejszy moment swojego życia Wajda uznał nie stworzenie któregokolwiek z filmów czy spektakli, nie wydarzenie z życia osobistego, najważniejszym aktem w życiu reżysera okazał się współudział w powołaniu "Gazety Wyborczej". W ocenie minionego roku w jego osobistej perspektywie najlepsze było nie stworzenie "Katynia", ale upadek rządu PiS.

Czyżby Wajda był więc klasycznym przypadkiem niezaspokojenia, które każe politykom marzyć o osiągnięciach artystycznych, a artystom – o karierze politycznej? Ci pierwsi śnią o akcie twórczym, w którym materia jest bez reszty posłuszna działaniom kreatora; ci drudzy roją o bezpośrednim wpływie na zjadaczy chleba.

Reklama
Komentarze
Jacek Nizinkiewicz: Co ma Kaczyński, czego nie ma Tusk? I czy ma to Sikorski?
Materiał Promocyjny
25 lat działań na rzecz zrównoważonego rozwoju
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Kłamstwa Brauna o Auschwitz uderzają w polską rację stanu. Czy ten scenariusz pisano cyrylicą?
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Grzegorz Braun - test przyzwoitości dla Jarosława Kaczyńskiego
Komentarze
Robert Gwiazdowski: Kto ma decydować o tym, kto może zostać wpuszczony do kraju?
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Relacje z Trumpem pierwszym testem, ale i szansą dla Nawrockiego
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama