Wypunktowały więc obłudę, jaką jest rozliczanie czyjejś odwagi w podziemiu, gdy jednocześnie promowało się kogoś takiego jak sędzia Kryże, który pakował opozycjonistów do więzień (i jeszcze te argumenty Kaczyńskiego: że potrzebny był specjalista od prawa albo że co to tam miesiąc więzienia). Mniej nagłośniły, gdy na zasadzie "pięknym za nadobne" platformersi odmawiali Kaczyńskiemu w ogóle uczestnictwa w opozycji albo gdy Andrzej Czuma stwierdził, że kiedy Niesiołowski walczył o Polskę, Kaczyński był asystentem Kuronia, z którym razem śmiał się z dążeń niepodległościowych.

Donald Tusk wygłosił natomiast przemowę, którą telewizje skróciły do samej pointy, a która miała sens mniej więcej taki: narody potrzebują legend, potrzebują mitów, Lechu, jesteś naszą legendą, i koniec, kropka. Czyli: wiemy, Lechu, że byłeś tym "Bolkiem", że kręcisz i kłamiesz, ale to nieważne, ważny jest mit – i ja, premier, dekretuję, precz z prawdą, rządzi mit, wykonać.

Oczywiście tak jak Kaczyński powiedział rzecz niegodną, tak Tusk wręcz głupią: legend i mitycznych bohaterów potrzebują narody zniewolone, wolne potrzebują prawdy. PRAWDY, panie premierze. Mówić, jak jeden z pańskich podwładnych, że pytanie o prawdę to cecha "moralnych karłów", jest rzeczą równie nikczemną jak obłuda, którą wykazał się pański rywal.

Jedno obu polityków łączy: całkowite zinstrumentalizowanie historii na rzecz polityki.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2008/12/08/okiem-moralnego-karla/]Skomentuj[/link][/ramka]