W wielu sprawach polscy hierarchowie mogą się różnić: mieć różne poglądy polityczne, wrażliwość, lubić Radio Maryja bądź je krytykować - ale w tej kwestii są chyba zgodni. “Sprawę lustracji uznają za zamkniętą” i nie zamierzają “zajmować stanowiska wobec tego rodzaju materiałów”, nawet jeśli pojawią się w przyszłości. W dodatku podpierają się listem watykańskiego sekretarza stanu kard. Tarcisia Bertonego, który stwierdził, że polscy biskupi “zmierzyli się odważnie z przeszłością okresu komunistycznego”.
Dla ludzi, którzy utożsamiają się z Kościołem, środowe deklaracje biskupów muszą być bolesne. Po pierwsze - głębokie wątpliwości budzi stwierdzenie, że episkopat Polski uporał się ze swoją przeszłością z czasów PRL. Trudno się zgodzić z takim poglądem, skoro Kościelna Komisja Historyczna stwierdziła, iż kilkunastu biskupów było zarejestrowanych jako współpracownicy SB, ale bardziej szczegółowe wyniki prac utajniono i nic nie wiadomo o tym, aby episkopat wyciągnął z nich jakieś wnioski.
Po drugie - odrzucając lustrację, biskupi stawiają w niezręcznej sytuacji swoich wiernych. Jak mają się zachować historycy i dziennikarze poczuwający się do związków z Kościołem, jeśli w swojej pracy natkną się na dokumenty potwierdzające współpracę z bezpieką któregoś z biskupów? Czy powinni je pominąć? Zniszczyć? Przeczytać i zapomnieć? W jaki sposób mają - zgodnie z radą biskupów - “nie ulegać próbom podważania moralnego autorytetu Kościoła i jego pasterzy”? Czy lustratorzy będą teraz uważani za wrogów Kościoła?
Po trzecie - katoliccy hierarchowie w ten sposób dali argument przeciwnikom badania komunistycznej przeszłości. Skoro biskupi są nietykalni, to czy mamy prawo poznawać niewygodne fakty z życia innych - często mniej wpływowych - osób publicznych?
Najbardziej przykre jednak jest, że decyzja polskich hierarchów może poważnie osłabić polski Kościół. Jeśli instytucja, która na sztandarach ma wypisaną walkę o prawdę, broni się przed nią, to na pewno nie zyskuje na tym jej autorytet.