Posłowie rządzącej Jednej Rosji chcą ostro karać za sprzeciwianie się ich wizji drugiej wojny światowej. I to karać nie tylko za opinie wyrażane we własnym kraju, co i tak budzi co najmniej wątpliwości, ale i na terytorium innych państw – byłych republik ZSRR. Nazywa się to "przeciwdziałaniem rehabilitacji nazizmu".
Nie byłoby w tym nic zdrożnego, gdyby przeciwdziałanie ograniczało się do dyskusji na temat historii, nawet nacisków dyplomatycznych na kraje, w których paradują po ulicach miłośnicy i weterani organizacji współpracujących w czasie wojny z Trzecią Rzeszą. Rosja jednak wytacza cięższą artylerię – grozi więzieniem, zrywaniem stosunków dyplomatycznych, sankcjami i zakazem działalności organizacji.
Szczególnie oburzające, że jedyna prawda Jednej Rosji ma obowiązywać także wobec działalności "radzieckich organów siłowych", czyli i stalinowskiej bezpieki NKWD. Kto na Łotwie czy w Estonii, gdzie wielu kojarzy się ona z morderstwami, zsyłkami do łagrów i torturami setek tysięcy ludzi, nie będzie głosił chwały NKWD, ten się stanie według rosyjskiego prawa przestępcą.
Wygląda to jak ponury test na cierpliwość Zachodu. Moskwa chyba uważa, że Zachód przełknie wszystko, nawet groźbę zrywania stosunków dyplomatycznych za poglądy z krajami, które należą do Unii Europejskiej i NATO. Gdyby symetryczne prawodawstwo przyjęły państwa zachodnie, to jakich kar mogłaby się spodziewać Rosja za kłamstwa w sprawie zbrodni NKWD w Katyniu?
Jeżeli te zamierzenia zostaną zrealizowane, to można już przestać marzyć o nowej, otwartej na świat, liberalnej Rosji pod wodzą Miedwiediewa. Miejmy jednak nadzieję, że informacje się nie potwierdzą. Że prezydent Miedwiediew będzie "przeciwdziałał rehabilitacji nazizmu" tylko za pomocą słów.