Poważnie potraktowała wniosek kilku obywateli, "dzieci rolników powiatu mariampolskiego", którzy są przekonani, że Jonasa Basanavičiusa, ojca (czy, jak się mówi na Litwie, patriarchy) litewskiej niepodległości, zabił przed wojną polski wywiad wojskowy.
Basanavičius był jednym z niewielu polityków czy działaczy litewskich, którzy mieszkali w okresie międzywojennym w polskim wówczas Wilnie. Dzieci litewskie uczą się w szkole, że zmarł w 1927 roku w całkiem sędziwym wieku 75 lat w wileńskim szpitalu litewskim i spoczywa na cmentarzu na Rossie. Zmarł śmiercią naturalną – tego żadne poważne źródła dotychczas nie podważały. I w litewskojęzycznej Wikipedii, i w emigracyjnej Encyclopedii Lituanice jest po prostu napisane, że umarł.
Trudno powiedzieć, jak prokuratura ma sprawdzić, czy Basanavičius nie wykrwawił się po sześciu strzałach oddanych rzekomo przez polskiego agenta, co sugerują wnioskodawcy z powiatu mariampolskiego. Czy ma dokonać ekshumacji? Być może znajdzie wtedy ślady – ale po postrzeleniu Basanavičiusa 40 lat przed jego śmiercią, gdy pracował jako lekarz w Bułgarii. A może chce przeszukać archiwa przedwojennego wywiadu polskiego?
Tak czy owak powstaje pytanie, dlaczego przez 82 lata ta sprawa nie budziła wątpliwości, a budzi teraz. To pytanie nurtuje też wielu litewskich publicystów. Pokpiwają, że Prokuratura Generalna (niezależna od rządu) nie radzi sobie ze sprawami sprzed trzech czy pięciu lat, więc chce spróbować z takimi z czasów, których nikt już osobiście nie pamięta.
Taka reakcja na Litwie na działania tamtejszej prokuratury jest w całej tej sprawie najbardziej pocieszająca.