[b][link=http://blog.rp.pl/magierowski/2010/01/12/przesluchac-sarkozy%E2%80%99ego/]skomentuj na blogu[/link][/b]

Dlatego też przyszli komisarze europejscy ponoć niezwykle pracowicie spędzili okres przed- i poświąteczny, by się przygotować do potyczki z eurodeputowanymi.

Ci ostatni chcą w czasie przesłuchań udowodnić, że trzeba się z nimi liczyć. Sześć lat temu wywołali gorącą polemikę, utrącając kandydaturę włoskiego konserwatysty Rocco Buttiglionego, z powodu jego niepoprawnych poglądów na homoseksualizm. Tym razem nie należy się spodziewać podobnych fajerwerków. Nikt nie odważy się skrytykować związków gejowskich ani choćby stwierdzić, że globalne ocieplenie to humbug.

Komentatorzy wskazywali jednak na kilka słabych punktów nowej komisji Jose Manuela Barroso – z baronessą Catherine Ashton na czele. Podczas swojej ostatniej wizyty w PE brytyjska laburzystka bez mała skompromitowała się mizerną wiedzą o sprawach międzynarodowych. Wczoraj była przygotowana dużo lepiej, ale jej wystąpienie było takie jak cała dotychczasowa polityka zagraniczna Unii: pełne niewiele znaczących frazesów o „silniejszej i bardziej wiarygodnej Europie w świecie”. Jak bronić się przed gospodarczym szantażem ze strony Rosji? „Musimy utrzymywać klarowne, silne stosunki z Rosją oraz walczyć z polityzowaniem spraw gospodarczych”. Afganistan? „Unia ma na tym polu duży potencjał”. Unia Śródziemnomorska? „Powinna działać jak najskuteczniej” itp., itd. Przepytywany także wczoraj Janusz Lewandowski, przyszły komisarz ds. budżetu, był przynajmniej nieco bardziej konkretny, gdy skrytykował pomysł wprowadzenia paneuropejskiego podatku.

Trudno będzie z tych brukselskich testów wyłuskać jakąkolwiek wizję rozwoju Europy na najbliższe lata. Bo to nie baronessa Ashton będzie układała stosunki UE z Rosją i nie Janusz Lewandowski będzie decydował o unijnym systemie podatkowym. Dużo bardziej intrygujące byłoby np. przesłuchanie Nicolasa Sarkozy’ego, ale eurodeputowani musieliby chyba pofatygować się w tym celu do Pałacu Elizejskiego.