[wyimek][b][link=http://blog.rp.pl/haszczynski/2010/02/11/iran-to-nie-tylko-atom/]Skomentuj na blogu[/link][/b][/wyimek]
Dla Zachodu ta pierwsza sprawa jest ważniejsza i na pewno taką pozostanie po wczorajszej buńczucznej wypowiedzi Mahmuda Ahmadineżada, że Iran jest państwem atomowym, choć do wyprodukowania bomby nie dąży. Tym bardziej że nawet bez bomby atomowej Iran może zaatakować Izrael, jeżeli ten rozpocznie nową wojnę, w Gazie czy w Libanie.
Mimo tych gróźb i zagrożeń trzeba powiedzieć, że Zachód za bardzo się skupia na atomie, a za mało na rozprawie z opozycją, którą Ahmadineżad przeprowadza od sfałszowanych czerwcowych wyborów prezydenckich. Jakkolwiek kontrowersyjnie by to zabrzmiało, gorsze niż wzbogacanie uranu jest teraz to, że w Iranie za udział w demonstracjach można zostać skazanym na śmierć i straconym. Że niektórzy ajatollahowie wręcz domagają się krwawej rozprawy z Irańczykami, którzy nie godzą się na to, by ich prezydentem był Ahmadineżad.
Niestety, w obu kwestiach jesteśmy zdani głównie na apele. Świat niewiele może zrobić. Sankcje (kolejne, bo wiele już obowiązuje) zapewne nie powstrzymają Ahmadineżada od zabaw z atomem ani od prześladowań opozycji. Choć powinny być wprowadzone. Iran przywykł do ograniczeń, zakazów i ich omijania.
Trzeba się pogodzić z tym, że Iran będzie miał bombę atomową, nawet jeżeli będzie to inny Iran, już bez Ahmadineżada. I trzeba się szykować do odstraszania i ewentualnej obrony, budować tarcze i wyrzutnie, wzmacniać sojusze wojskowe i polityczne.