Podobnie jest z tysiącami innych produktów wytwarzanych (i usług świadczonych) zarówno przez państwowe, jak i prywatne firmy. Myślę, że opłatę tę śmiało można nazwać – jak najbardziej powszechnym – podatkiem związkowym.Na prośbę Waldemara Pawlaka, wiceszefa rządu i jednocześnie przewodniczącego Komisji Trójstronnej, zainspirowanego propozycją wchodzącej w skład tejże komisji Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych Lewiatan, zebrano w tej sprawie informacje, do których dotarła "Rzeczpospolita". Wynika z nich, że każdą z 254 spółek z udziałem Skarbu Państwa, które przysłały odpowiedzi na pytania, finansowanie organizacji związkowych kosztowało w ubiegłym roku średnio ponad 200 tys. złotych. Ale rekordzista wydał na ten cel aż 9 mln złotych.

Pieniądze te poszły (i nadal idą) między innymi na utrzymanie pomieszczeń zajmowanych przez związkowców w firmach oraz na pensje ludzi oddelegowanych przez syndykaty do pracy w ich zarządach. Ten rozbudowany system związkowych przywilejów opłacanych przez przedsiębiorców, a w konsekwencji – przez nas, klientów ich firm, jest bardzo hojny. Ale czy musi taki pozostać?

Czy rzeczywiście, płacąc za cokolwiek, oprócz zawartych w cenach tych produktów i usług danin – VAT, akcyzy, podatku gruntowego i innych – musimy uiszczać także ów podatek związkowy? A może z korzyścią dla wszystkich byłaby jego likwidacja? Może z korzyścią także dla związkowców byłoby, gdyby to oni sami ponosili ciężar utrzymania swoich związków zawodowych? Z korzyścią dla nich nie tylko jako klientów, którzy – kupując towary i usługi – też przecież muszą ów podatek uiszczać, ale również dla nich jako członków i suwerenów swego związku zawodowego

Skomentuj na [link=http://blog.rp.pl/gabryel/2010/02/17/czy-musimy-placic-podatek-zwiazkowy/]blog.rp.pl/gabryel[/link]