Zakajew, mieszkający dziś w Wielkiej Brytanii, zanim jeszcze został "mordercą i groźnym fanatykiem", pracował jako aktor teatralny w Groznym. W czasie pierwszej wojny czeczeńskiej z artysty przeistoczył się w żołnierza, a z żołnierza w polityka. Zanim nadano mu miano terrorysty, Zakajew bywał na Kremlu i pełnił rolę negocjatora strony czeczeńskiej w rozmowach z rosyjskimi władzami.
Trudno znaleźć w regionie Kaukazu bardziej umiarkowanego polityka. Upór Rosjan w ściganiu Zakajewa świadczy o jednym: Putin i Miedwiediew chcą rozmawiać o przyszłości Czeczenii jedynie ze swoimi marionetkami. Wrzucenie Zakajewa do worka z napisem "terroryzm" jest zabiegiem, który ma zrównać wszystkich niepokornych Czeczenów z postaciami spod ciemnej gwiazdy. Takimi jak Doku Umarow, człowiek stojący za zamachem bombowym na moskiewskie metro w marcu tego roku. Świat ma uwierzyć, że Zakajew nie różni się niczym od żądnych krwi bojowników al Kaidy.
Problem w tym, że same pohukiwania ministra Ławrowa nie wystarczą, by oddać Zakajewa w ręce Rosjan, nawet jeśli zostanie on zatrzymany w Polsce.
W październiku 2002 r. czeczeńskiego polityka ujęto w Kopenhadze – Rosja oskarżała wówczas Zakajewa o udział w słynnej akcji w teatrze na Dubrowce. Po pięciu tygodniach Duńczycy go zwolnili, bo Moskwa nie była w stanie przedstawić żadnych dowodów. Wkrótce do powtórki doszło w Londynie. Brytyjski sędzia Timothy Workman odrzucił wniosek Kremla, uznając, iż "Rosja domagała się ekstradycji, ponieważ chciała sądzić Zakajewa za jego poglądy". Jeden ze świadków w sprawie wyjawił, iż jego zeznania przeciwko Zakajewowi zostały przez Rosjan wymuszone torturami. Workman stwierdził: "Jeśli rosyjskie władze uciekają się do takich metod w stosunku do świadków, istnieje duże prawdopodobieństwo, że sam Zakajew stałby się w Rosji ofiarą tortur".
Ufam, że polski wymiar sprawiedliwości zachowałby się w podobnej sytuacji równie godnie co brytyjski sędzia.