Minister Siergiej Ławrow nieprzyjemnym tonem zapowiada, że kwestionowanie raportu przez Warszawę spowoduje ochłodzenie relacji z Polską. Czy premier wystąpi o międzynarodowy arbitraż? Myślę, że wątpię.
Jeśli premier znał rosyjski raport, to dlaczego na wieść o zapowiedzianej na wtorek konferencji MAK nie wrócił na czas do Warszawy? Bo w Dolomitach był akurat świeży śnieg? Dlaczego już w minutę po konferencji nie odniósł się do wad raportu? Dlaczego pozwolił, by w światowych mediach słychać było w środę tylko głos Moskwy?
Rosja zrobiła, co chciała, nie licząc się ani z premierem, ani z Polską. Pamiętacie te teorie, że Rosja zaczęła się liczyć z Polską, bo jesteśmy mocnym graczem unijnym? Nie na tyle mocnym, aby oszczędzić nam historyjkę o pijanym polskim generale wdzierającym się do kokpitu samolotu. A Moskwa uzna, że teraz czas na przeczekanie polskich pretensji. A w sztuce gry na cierpliwość i konsekwencję Rosjanie zazwyczaj wygrywają.
Wystarczy, że Kreml zaczeka do kwietnia i jako nagrodę pocieszenia przyszykuje nowy show pojednania w Smoleńsku w rocznicę katastrofy. Może znów zagra Maryla Rodowicz, a Daniel Olbrychski opowie coś chwytającego za serce przyjaciół Moskali. I tak w kółko... A co Polska robi, gdy rosyjski miś znów jest niemiły? Oczywiście bojkotujemy 20. rocznicę walk litewskich niepodległościowców z rosyjskimi sołdatami o wieżę telewizyjną w Wilnie.
Byłem pod wieżą telewizyjną 13 stycznia 1991 r. i pamiętam skrzypiącą od krzepnącej krwi podłogę w karetkach, do których znoszono poranionych Litwinów. Pamiętam noc w sejmie litewskim, gdy spodziewano się kolejnego szturmu na ten gmach po zdobyciu przez Rosjan wieży. Widzę jak dziś litewskiego księdza udzielającego obrońcom absolucji „in articulo mortis”. Pamiętam ludzi na barykadach, którzy, dowiadując się, że jestem z Polski, ściskali mnie i częstowali litewską nalewką. Gdyby ktoś wtedy powiedział, że poróżni nas pisownia nazwisk w dowodach osobistych, uznałbym go za szaleńca.