Politycy z najwyższych kręgów władzy w Rosji uczynili w stronę Polski pewne gesty, ale rosyjski wymiar sprawiedliwości działa tak, jak gdyby nic się nie zmieniło. Postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie zamordowania w 1940 r. przez NKWD polskich oficerów jest tajne – i sądy nie chcą go odtajnić. Tajne są też niektóre ważne materiały tego śledztwa. Nie ma też mowy o rehabilitacji ofiar.

W tych kwestiach przed sądami występują rodziny pomordowanych oficerów, a także rosyjskie stowarzyszenie Memoriał dokumentujące zbrodnie stalinowskie. I napotykają mur nie do przebicia. Kolejne instancje wydają podobne, negatywne orzeczenia.

Memoriał idzie więc do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Jedną skargę już tam złożył. Skargi złożyły też rodziny ofiar. Rosję czeka więc co najmniej kilka procesów, ale widząc jej dotychczasowe postępowanie, trudno się spodziewać, że w Strasburgu jej reprezentanci nagle zmienią zdanie. Tyle że Trybunał będzie orzekał bez nacisków z Kremla – i w tym można pokładać nadzieje.

Rosja ustami swych najwyższych przedstawicieli uznała już odpowiedzialność Stalina, jego współpracowników i NKWD za zbrodnię katyńską. O co więc chodzi? Zapewne o to, że ujawnienie akt śledztwa pozwoliłoby na jednoznaczne wskazanie sprawców, a nie byłaby to wąska grupa. Może ktoś z nich jeszcze żyje, może należałoby go ścigać? Rehabilitacja ofiar mogłaby prowadzić zaś do konieczności wypłacenia odszkodowań rodzinom polskich oficerów. Po co płacić, skoro można próbować tego uniknąć?

Jeśli jednak powiedziało się "a", trzeba też powiedzieć "b". Bez zakończenia bolesnej dla Polaków sprawy zbrodni katyńskiej trudno na poważnie mówić o porozumieniu z Rosją. Ale to powinni uświadomić sobie politycy z Kremla. To oni muszą podjąć decyzję. Sędziowie, nawet z Sądu Najwyższego, tego za nich nie zrobią.