Reklama
Rozwiń
Reklama

Grecja sama się prosi...

Kiedy tzw. trojka przybywa do jednej ze stolic państw strefy euro, nie wróży to niczego dobrego.

Publikacja: 11.09.2012 20:12

Marek Magierowski

Marek Magierowski

Foto: Fotorzepa, Waldemar Kompala Waldemar Kompala

Przedstawiciele Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego oraz MFW wciskają swoje nosy w każdą ustawę, każde rozporządzenie, spoglądają przez lupę w każdą rubrykę każdego pliku w Excelu. Ich werdykt jest zazwyczaj surowy: „Za mało cięć, musicie bardziej się starać, bo inaczej pożegnacie się z kolejną transzą pożyczki”.

W tym tygodniu trojka nawiedziła Ateny. Rząd Antonisa Samarasa niby wprowadza jakieś reformy, niby tnie i oszczędza, ale efekty są raczej mizerne. Główny cel - zbicie długu publicznego ze 160 proc. PKB do 120 proc. w ciągu najbliższych ośmiu lat - wywołuje jedynie gorzki uśmiech politowania u ekonomistów. Nawet Pitagoras nie wymyśliłby takiego równania, w którym dałoby się to wszystko zbilansować. Tym bardziej, iż greckie władze chciałyby zjeść ciastko (czyli otrzymać pomoc z zewnątrz) i mieć ciastko (czyli ciąć umiarkowanie, żeby zanadto nie rozdrażnić wyborców).

Nic więc dziwnego, że trojka, po wnikliwym przejrzeniu wszystkich ustaw, rozporządzeń i tabelek, nie zaakceptowała ponad połowy planów oszczędnościowych (przewidzianych łącznie na 11,5 mld euro). Nie spodobało jej się m.in., że grecki rząd broni się rękami i nogami przed koniecznością zwolnienia 150 tysięcy urzędników administracji do 2015 roku.

Grecy po raz enty zostali postawieni pod ścianą. I po raz enty postanowili przejść do kontrataku, używając jedynego argumentu, jaki pozostał w ich skromnym arsenale: argumentu wojennego. Grecki wiceminister finansów obwieścił, iż specjalna czteroosobowa grupa ekspertów zbada, ile jeszcze pieniędzy muszą wypłacić Niemcy Grekom w ramach odszkodowań za okrucieństwa dokonywane w czasie II wojny światowej.

Nie zamierzam umniejszać dawnych cierpień tego dzielnego narodu, ani zapominać o rzeziach Wehrmachtu i SS na Peloponezie. Ale ponowne rozniecanie historycznego konfliktu z Berlinem właśnie teraz, gdy losy Grecji zależą od kanclerz Niemiec (i tak naprawdę tylko od niej), jest dyplomatyczną głupotą dużego kalibru. Wygląda na to, że Grecy chcą zjeść dwa ciastka: dostać kasę z Unii oraz reparacje od Niemców. I popić to wszystko szklaneczką ouzo.

Reklama
Reklama

Obawiam się, że prędzej zostaną wyrzuceni z knajpy.

 

 

 

 

 

Przedstawiciele Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego oraz MFW wciskają swoje nosy w każdą ustawę, każde rozporządzenie, spoglądają przez lupę w każdą rubrykę każdego pliku w Excelu. Ich werdykt jest zazwyczaj surowy: „Za mało cięć, musicie bardziej się starać, bo inaczej pożegnacie się z kolejną transzą pożyczki”.

W tym tygodniu trojka nawiedziła Ateny. Rząd Antonisa Samarasa niby wprowadza jakieś reformy, niby tnie i oszczędza, ale efekty są raczej mizerne. Główny cel - zbicie długu publicznego ze 160 proc. PKB do 120 proc. w ciągu najbliższych ośmiu lat - wywołuje jedynie gorzki uśmiech politowania u ekonomistów. Nawet Pitagoras nie wymyśliłby takiego równania, w którym dałoby się to wszystko zbilansować. Tym bardziej, iż greckie władze chciałyby zjeść ciastko (czyli otrzymać pomoc z zewnątrz) i mieć ciastko (czyli ciąć umiarkowanie, żeby zanadto nie rozdrażnić wyborców).

Reklama
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Obywatele Ukrainy dywersantami. Jakich wniosków z tego nie wyciągać
Komentarze
Bogusław Chrabota: Jakim marszałkiem będzie Włodzimierz Czarzasty?
Komentarze
Stefan Szczepłek: Zwycięstwo wymęczone, zaufanie nadszarpnięte
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Dywersja na szlaku do Dęblina, czyli akt wojny coraz mniej hybrydowej
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Komentarze
Jerzy Haszczyński: Kto służy Putinowi? Ryzykowny atak ambasadora Niemiec
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama