To może być kamień milowy historii europejskiej degeneracji gospodarczej. Prosta droga do zapaści systemów finansowych państw Południa i zahamowania rozwoju Północy na długie lata. Zwolnione z odpowiedzialności za swoje grzechy Grecja, Portugalia, Cypr, Hiszpania i Słowenia nie będą miały już żadnego bodźca do naprawy swoich finansów, a bogate państwa Europy, zahipnotyzowane ideą ratowania euro, będą musiały wszystkie swoje oszczędności zamiast na rozwój przeznaczać na wykupywanie długów maruderów.
Argumentem za puszczaniem w ruch maszyn drukarskich ma być fatalna sytuacja Portugalii, która przyjęła programy reform MFW oraz Komisji Europejskiej i nic jej to nie dało. To tak, jakby powiedzieć do alkoholika, który odstawił butelkę, a dwa dni później jego życie wciąż jest w rozsypce: - Napij się, chłopie, to bez różnicy!
Rażącym przeciwieństwem państw Południa są kraje nadbałtyckie. Odwyk zaczęto w 2009 roku i trzeba było trzech lat, żeby ręce przestały się trząść. Oszczędności w krajach nadbałtyckich (traktuję je jak jedność, aby uprzedzić fałszywy argument, że skutki reform zależą od wielkości państwa) wyniosły średnio 9,5 proc. i przeprowadzono je natychmiast po eksplozji kryzysu 2008 roku.
Największe oszczędności strukturalne, jakie podjęto w krajach Południa, przeprowadzono w Słowenii - 6 proc. Grecja w ogniu walki, strajków, ulicznych burd ograniczyła swoje wydatki o 1,5 proc. PKB. Teraz trojka wycofuje się z - jak je nazwano - „morderczych oszczędności” na poziomie 5,2 proc. do 2014 r. Bohaterska Portugalia, która ponoć zrobiła już wszystko, co można było, przyjęła program redukcji o 3,4 proc. PKB i nie może zrozumieć, że wciąż nią trzęsie.
Przypomnę, że 5 grudnia 2008 r., w dzień po ogłoszeniu ambitnego programu oszczędności przez rząd Łotwy, noblista Paul Krugman oznajmił światu, że Łotwa będzie drugą Argentyną, a za nią pójdą szalone Estonia i Litwa, jeżeli nie zrezygnują z dewaluacji i oszczędności na rzecz maszyn drukarskich. Chodziło mu o wydarzenia 2001 roku, kiedy to Argentyna stanęła w ogniu. Ludzie rozbili witryny banków, a w Buenos Aires na Plaza de Mayo padły strzały.