To zapewne część szerszego zjawiska kulturowego, które charakteryzuje się opóźnianiem przez młodych podejmowania wyborów, które określą całe ich życie. Na małżeństwo ludzie decydują się też w coraz starszym wieku. Takie opóźnianie życiowych decyzji jest efektem współczesnej kultury, w której tradycyjne wartości – takie jak trwałość związku, wierność i odpowiedzialność – są uważane za przestarzałe i śmieszne. Dziś – wmawiają nam specjaliści od reklamy i stylu życia – liczą się zmiana i niewierność; możesz wciąż zaczynać życie od nowa. Być nowoczesnym to znaczy być niewierzącym – przekonuje wiele mediów.
Młodym mężczyznom, którzy czują powołanie, podjęcia decyzji o wstąpieniu w stan kapłański na pewno nie ułatwiają ataki na Kościół i wiarę. Szczególnie gdy najsilniejsze ciosy wymierzają byli księża.
W rezultacie wstąpienie do seminarium wymaga dziś większej odwagi niż 20 lat temu, gdy Kościołowi w Polsce autorytetu dodawał Jan Paweł II. Świadkowie wiary, którzy mogą pociągnąć za sobą ludzi, na pewno są, tyle że trudniej ich dostrzec.
Kapłani zawsze byli znakiem sprzeciwu wobec świata. Ale do tego trzeba dużej dojrzałości – dziś pewnie nieco innej niż za komuny. To dlatego późniejsze powołania mogą być lepsze, gdyż decyzję o nich podejmują osoby bardziej świadome.
Starsi klerycy mają często ukończone świeckie studia albo kilka lat pracy zawodowej i ważne doświadczenia życiowe za sobą. To może im pomóc w realizacji powołania. Swoją pozateologiczną wiedzą mogą też wesprzeć Kościół. Byle tylko nie zapominali przy tym, że wierni – jak mówił Benedykt XVI – oczekują od nich, iż będą przede wszystkim ekspertami od Pana Boga.