To nie było pytanie o to "czy" ale "kiedy". Od kilku tygodni stało sie właściwie jasne, że Krzysztof Kilian przestanie kierować Polską Grupą Energetyczną, największym polskim koncernem energetycznym. Rada nadzorcza firmy pozostającej pod kontrolą Skarbu Państwa usunęła bowiem z zarządu dwóch najbliższych współpracowników Kiliana. Upokorzenie, policzek. Tego by nie zniósł żaden szanujący się menedżer. I Kilian tego nie zniósł.
A przecież to dobry znajomy Donalda Tuska. Premier postanowił go poświecić..., właśnie w imię czego? Niewątpliwie kością niezgody stała się sprawa budowy nowych bloków w elektrowni w Opolu. Zarząd Kiliana doszedł do wniosku, że ta inwestycja się nie opłaci. Rząd jednak tylko sobie znanymi sposobami przekonał PGE do odpalenia projektu, a sam premier przed telewizyjnymi jupiterami podkreślał znaczenie budowy dla całej Opolszczyzny. Nawiasem mówiąc grudzień 2013 miał być miesiącem kluczowym dla przygotowań do inwestycji. Czyżby Krzysztof Kilian zupełnie nie chciał jej już firmować?
PGE toczyło też ze Skarbem boje dotyczące swojej własnej strategii, które skończyły się tym, że póki co nie poznali jej ani akcjonariusze ani opinia publiczna, gdyż nie została zatwierdzona ani ogłoszona. Niespecjalnie zatem wiadomo, jaka jest wizja rozwoju potężnej grupy energetycznej. Nietrudno za to się domyślić, że PGE po odejściu Kiliana może stać się bardziej skłonna do realizacji pomysłów obmyślanych przez polityków. Na miejscu akcjonariuszy raczej bym się z tego nie cieszył.
Kto zostanie następcą Krzysztofa Kiliana? Ma zostać ogłoszony konkurs. Zaraz po informacji o jego rozpisaniu dziennikarze w internecie pytali pół żartem pół serio, czy wyniki już są znane.