Putin na Krymie. Zły znak dla wschodniej Ukrainy

Prezydent Rosji po paradzie z okazji Dnia Zwycięstwa na moskiewskim Placu Czerwonym poleciał w miejsce swojego ostatniego tryumfu – na wyrwany Ukrainie Krym. Wizyta to pełna symboli i złowieszcza.

Publikacja: 09.05.2014 17:56

Jerzy Haszczyński

Jerzy Haszczyński

Foto: Fotorzepa/Waldemar Kompała

Szef NATO określił ją bardzo delikatnie „niewłaściwą", bezradne władze ukraińskie były mniej dyplomatyczne, mówiąc o poważnym naruszeniu suwerenności swojego kraju.

Symboliczne jest już miejsce, gdzie Władimir Putin wylądował. Lotnisko w Belbeku, ukraińskiej bazie, która pod wodzą pułkownika Mamczura najdłużej (co nie znaczy długo) stawiała opór rosyjskim zielonym ludzikom. Symboliczny jest i pokaz siły rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, która wodną paradą przywitała rosyjskiego przywódcę. Symboliczne są spotkania z weteranami.

Nie jest to pierwszy ważny polityk Kremla na Krymie. Pod koniec marca był tam premier Dmitrij Miedwiediew, wcześniej chwilowy prezydent. To też był pokaz rosyjskiej siły i co gorsza zapowiedź nowej agresji rosyjskiej na Ukrainie, już poza półwyspem krymskim.

Kilka dni później usłyszeliśmy o powstaniu „Donieckiej Republiki Ludowej", której twórcy zamierzają ją lada moment oderwać od Ukrainy. To, że „Donieck nie jest gorszy od Krymu" i też zasługuje na wyrwanie przy pomocy Rosji z objęć „kijowskich faszystów", można było wyczytać z rosyjskich mediów już wcześniej, zanim na Krymie pojawił się Miedwiediew i zanim pojawiła się „Doniecka Republika Ludowa". Wyczytałem to i ja.

Wcześniej, w lutym, między wierszami miłych opowieści o zimowej olimpiadzie w Soczi, można było wyczytać, że „Moskwa nie pozwoli skrzywdzić Rosjan, którzy znaleźli się na ukraińskim boisku", choć wielu takie przewidywania traktowało jak rusofobiczne szaleństwo.

Jak zwykle chcę się bardzo mylić, ale teraz w rosyjskich mediach wyczytuję między wierszami, że szykuje się interwencja we wschodniej Ukrainie. Oficjalnie nie będzie to oczywiście żaden militarny atak, ale „akcja sił pokojowych", pojawią się tam, jak to się sympatycznie nazywa po rosyjsku, „mirotworcy" („mir" to pokój, a „tworcy" - wiadomo co).

By podkreślić ten „pokojowy" charakter, akcja będzie wspólnym dziełem krajów ODKB, czyli stworzonego przez Moskwę anty-NATO. Wczoraj poparli ją w Moskwie prezydenci Armenii, Białorusi, Kirgizji i Tadżykistanu. Rzucał się w oczy brak przywódcy najważniejszego poza Rosją kraju ODKB – Kazachstanu.

Tak czy owak podstawy do „niesienia pokoju" we wschodniej Ukrainie już są. I tylko kwestią czasu jest, kiedy się ono zacznie.

Mam nadzieję, że teraz się naprawdę mylę.

Szef NATO określił ją bardzo delikatnie „niewłaściwą", bezradne władze ukraińskie były mniej dyplomatyczne, mówiąc o poważnym naruszeniu suwerenności swojego kraju.

Symboliczne jest już miejsce, gdzie Władimir Putin wylądował. Lotnisko w Belbeku, ukraińskiej bazie, która pod wodzą pułkownika Mamczura najdłużej (co nie znaczy długo) stawiała opór rosyjskim zielonym ludzikom. Symboliczny jest i pokaz siły rosyjskiej Floty Czarnomorskiej, która wodną paradą przywitała rosyjskiego przywódcę. Symboliczne są spotkania z weteranami.

Komentarze
Artur Bartkiewicz: Po oświadczeniu Karola Nawrockiego pozostaje zadać jedno pytanie
Komentarze
Estera Flieger: Karol Nawrocki jest decyzją Jarosława Kaczyńskiego. Kryzys uderza w przywództwo w partii
Komentarze
Jan Zielonka: Wirus megalomanii
Komentarze
Jarosław Kuisz: Polska. Kraj jak z „Żartu” Milana Kundery
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Co afera mieszkaniowa mówi nam o Karolu Nawrockim?
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku