To był doprawdy homerycki bój – napięcie do ostatnich sekund, szala zwycięstwa przechylała się to w jedną, to w drugą stronę, ale w końcu nasi zwyciężyli. I to z najlepszą drużyną świata. Brazylią. Tymczasem większość Polaków mogła o tym tylko przeczytać w gazetach i w internecie. I podobnie będzie dziś w czasie oczekiwanego meczu z Rosją.
Niektórzy dziwią się, że siatkarski mundial stał się tematem politycznym. A niby dlaczego miałby nim ?nie być? A piłkarskie Euro 2012, na którym rząd PO budował poparcie dla siebie, szastając publicznymi pieniędzmi, to co? Mówiąc o wydarzeniu politycznym, nie mam ?na myśli sceny, kiedy Donald Tusk, wtedy jeszcze premier, dziś papież, prezydent czy kimkolwiek tam jest w Unii, został słusznie wygwizdany przez kibiców. Jeśli ceną za jego nową posadę w Brukseli i siedmioletnie trwanie przy władzy ma być bilion złotych długu publicznego, gwizdy kibiców wydają się nad wyraz kulturalnym wyrazem dezaprobaty.
Nie o to jednak idzie, lecz o oskarżenie ze strony szefa Polsatu Sport Mariana Kmity, że Tusk obiecał wsparcie organizowanej przez tę firmę imprezy, a potem się z tego wycofał z powodu rozgrywek politycznych w Platformie. Czy tak było, czy może to wypowiedź podyktowana emocjami, trudno powiedzieć.
Emocje są jednak w tym wypadku uzasadnione. Bez Polsatu i jego inwestycji w siatkówkę nie mielibyśmy dziś ani mistrzostw świata, ani ligi czy reprezentacji na światowym poziomie. A kiedy stacji udaje się sprowadzić do kraju imprezę najwyższej rangi, rząd się na nią wypina. Podobnie jak TVP.
Postawa telewizji publicznej w tej sprawie zasługuje na osobny komentarz. Polsat jest prywatną telewizją, dla której to, że nie pokazuje siatkarskiego mundialu na kanale otwartym, jest chyba gestem rozpaczy. Kodując mecze, usiłuje po prostu za dużo do imprezy nie dołożyć. Natomiast to, że nie możemy obejrzeć meczów siatkarzy w telewizji publicznej, jest zwyczajnym skandalem.