I nie bez racji, przecież ekonomiści mają dużo wątpliwości, jeżeli chodzi o korzyści dla gospodarki. Biznes też woli poczekać na lepsze czasy dla wspólnej waluty. A jednym z wątków kampanii Andrzeja Dudy był sprzeciw wobec przyjęcia euro. I trudno przewidywać, żeby w trakcie kadencji nowego prezydenta coś tutaj się zmieniło. Wygląda na to, że co najmniej na pięć lat kwestię euro w Polsce mamy posprzątaną.
Wydawałoby się więc, że wszystkie wątpliwości dotyczące wspólnej waluty są w porządku, euro istotnie może w tej chwili nie jest najlepszą propozycją dla polskiej gospodarki. Tylko, że w zawierusze kolejnych naszych kampanii wyborczych w Polsce umyka jedna podstawowa rzecz: otóż Europa jest pogrążona w najbardziej dotkliwym kryzysie międzynarodowym od dziesięcioleci. Sytuacja może nieco się uspokoiła, ale na pewno nie rozładowała. Konflikt na Wschodzie i zachowanie Rosji stanowi zagrożenie dla polskiego bezpieczeństwa. A nasz kraj powinien to bezpieczeństwo jak najbardziej wzmacniać.
Dołączenie do strefy euro, kolejny spaw scalający Polskę i najbogatsze, i najbardziej stabilne państwa świata nie zaszkodziłby bezpieczeństwu Polski, tylko je wzmocnił. Owszem, Grecja może wypaść z eurolandu, ale żadne z największych członków strefy ani myśli o porzuceniu wspólnej waluty. I z punktu widzenia geopolityki lepiej być w tym klubie, innego skutecznego i trwałego sposobu na wzmocnienie Polski nie ma. Może więc jednak warto wrócić do dyskusji o euro w Polsce? Tylko jakoś nikt nie ma na to ochoty.