Artur Bartkiewicz: Uciekający kandydat na prezydenta, czyli falstart Karola Nawrockiego

Jeśli PiS chciał mieć w wyborach prezydenckich kandydata konfrontującego się z dziennikarzami i nieodpowiadającego na ich pytania, to lepiej było postawić na Przemysława Czarnka.

Publikacja: 28.11.2024 11:33

Karol Nawrocki

Karol Nawrocki

Foto: PAP/Paweł Supernak

Karol Nawrocki, startując w formule kandydata „obywatelskiego” wspieranego przez PiS, którego o „obywatelskim” kandydowaniu miał powiadomić telefonicznie Jarosław Kaczyński, musiał liczyć się z tym, że u dziennikarzy wzbudzi niemal natychmiastowe pragnienie zadawania mu pytań w kontekście rozpoczętej właśnie prekampanii wyborczej. Tak więc Nawrocki nie musi być ekspertem od traktatu ottawskiego, bo i Polacy chyba tego od niego nie oczekują.

Wybory prezydenckie: „O, kto to jest?”, czyli dlaczego pierwsze wrażenie, jakie robi Karol Nawrocki, jest ważne

Biorąc jednak pod uwagę, że startuje w wyborach z pozycji człowieka, który równie często jak „o, Karol Nawrocki” wywołuje reakcję „o, kto to jest?”, nie powinien chyba zaczynać prekampanii wyborczej od przedstawienia się jako ktoś, kto na wejściu decyduje o tym, o czym dziennikarze mają z nim rozmawiać. To się dobrze sprawdza w spotkaniach „u siebie” (do niedawna w TV Republika, choć dziś, wobec sporu o wpłaty od zwolenników, nie można być tego pewnym), ale w innych przypadkach wywołuje raczej u dziennikarzy reakcję: „to ja ci jeszcze pokażę!”. A traktatów międzynarodowych, o które można spytać, jest jeszcze wiele.

Czytaj więcej

Marcin Horała: Nikt nie twierdzi, że Karol Nawrocki jest kandydatem niezależnym

Mniejsza jednak o dziennikarzy – wiadomo, że nie wszyscy będą lubić Karola Nawrockiego (i vice versa), nie o to tu bowiem chodzi. Ważniejsze jest pierwsze wrażenie, jakie wywiera kandydat – a wywiera się je tylko raz. Na razie można mieć mieszane uczucia. Owszem, postponowanie np. dziennikarzy TVP czy mediów komercyjnych uważanych przez sympatyków PiS za „nieswoich” z pewnością spodoba się twardemu elektoratowi PiS, ale jeśli celem kampanii ma być zadowolenie tego ostatniego, to zdecydowanie lepiej było postawić na Przemysława Czarnka. Przemysław Czarnek nie tylko też potrafi nie odpowiadać na pytania i iść na zwarcie z dziennikarzami niczym nacierający czołg Abrams, ale – w odróżnieniu od Nawrockiego – wszyscy wiedzą, kim jest.

Dopóki kandydat nie jest przygotowany (a najwyraźniej nie jest) na to, by konfrontować się z dziennikarzami, którzy nie uważają go za najlepsze, co mogło spotkać Polskę w tych wyborach, lepiej, by osoby odpowiedzialne za jego kampanię nie eksponowały go nadmiernie

Wybory prezydenckie: Karol Nawrocki wygląda jak polski piłkarz, PiS wpuszcza go na murawę i daje radę: „Walcz”

Jeśli natomiast celem jest poszerzenie bazy wyborców PiS, to pytanie, czy takie kadry, jak Nawrocki opędzający się pod Sejmem od dziennikarzy zadających nie te pytania, które chciał usłyszeć (czyli o CPK), z pewnością są optymalnym rozwiązaniem. Podobnie jak deklaracje rzecznika IPN, że na konferencji w Instytucie jest on prezesem, a nie kandydatem, więc na jakieś pytania nie odpowie. Bo taktycznie takie płynne przechodzenie od roli kandydata do roli prezesa IPN może być wygodne i można je nawet jakoś uzasadniać, ale z perspektywy strategicznej, czyli celu, jakim jest prezydentura, trudno nie zadać sobie pytania, czy kandydat „obywatelski” nie trwoni w ten sposób kapitału, jakim, z perspektywy PiS, była jego nierozpoznawalność.

I nie chodzi tu wcale o to, żeby silić się na jakąś odpowiedź na pytanie o traktat ottawski, ale o to, aby – dopóki kandydat nie jest przygotowany (a najwyraźniej nie jest) na to, by konfrontować się z dziennikarzami, którzy nie uważają go za najlepsze, co mogło spotkać Polskę w tych wyborach – osoby odpowiedzialne za jego kampanię nie eksponowały go nadmiernie w niekontrolowanym przez siebie otoczeniu. Tymczasem trudno nie odnieść wrażenia, że PiS sprawdza Nawrockiego bojem – co dziwi, biorąc pod uwagę, że dotychczas kampanie wyborcze tej partii znane były z profesjonalizmu. Teraz zaś Nawrocki wygląda trochę jak polski piłkarz, którego trener wpuszcza na boisko, dając mu dość ogólne wskazówki taktyczne typu „walcz”. A nikomu, kto obserwuje trochę polską piłkę, nie trzeba mówić, jak zazwyczaj się to kończy.

Karol Nawrocki, startując w formule kandydata „obywatelskiego” wspieranego przez PiS, którego o „obywatelskim” kandydowaniu miał powiadomić telefonicznie Jarosław Kaczyński, musiał liczyć się z tym, że u dziennikarzy wzbudzi niemal natychmiastowe pragnienie zadawania mu pytań w kontekście rozpoczętej właśnie prekampanii wyborczej. Tak więc Nawrocki nie musi być ekspertem od traktatu ottawskiego, bo i Polacy chyba tego od niego nie oczekują.

Wybory prezydenckie: „O, kto to jest?”, czyli dlaczego pierwsze wrażenie, jakie robi Karol Nawrocki, jest ważne

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Komentarze
Immunitet Kaczyńskiego podzielił koalicję. Zakład Hołowni, Tusk pod presją
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Olgierd L., Karol Nawrocki i służby. Strach pomyśleć, co jeszcze nas czeka
Komentarze
Estera Flieger: Która godzina? Donald Tusk odpowiada: „Rozliczenia”
Komentarze
Anna Słojewska: Francusko-niemiecki silnik w UE nie działa
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Komentarze
Bogusław Chrabota: Korea – czyżby chwilowe szaleństwo?
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką