Na zwołanym błyskawicznie briefingu w Sejmie były już wiceminister sprawiedliwości Bartłomiej Ciążyński nie kluczył (zbytnio), dość jasno przeprosił i podał się do dymisji. A lider Nowej Lewicy Włodzimierz Czarzasty dodał: „Uważam, że odpowiedzialność trzeba brać na siebie”, tłumacząc zarazem swoją obecność u jego boku.
Dymisja wiceministra Bartłomieja Ciążyńskiego ma pokazać, że nowy rząd ma wyższe standardy niż rząd PiS
Jakże różne to było od tego, do czego przyzwyczailiśmy się przez osiem lat rządów PiS. A chodzi przecież o dość drobne pieniądze. W ten sposób Nowa Lewica, jakby w imieniu całej nowej koalicji, pokazuje: „Zobaczcie, my przestrzegamy dużo wyższych standardów, nie mamy pobłażliwości nawet dla swoich ważnych działaczy”. I ta konferencja miała nie pozostawić co do tego żadnych wątpliwości, zresztą sam Czarzasty podsumował ją słowami: „Uważam ten temat za zamknięty”.
Czytaj więcej
- Ten błąd wymaga odpowiedzialności i konsekwencji - mówił Bartłomiej Ciążyński, informując o rezygnacji ze stanowiska wiceministra sprawiedliwości. Stało się to po medialnych doniesieniach o tym, że miał wybrać się na wakacje w Słowenii służbowym autem, a za paliwo zapłacić kartą Polskiego Ośrodka Rozwoju Technologii, gdzie wcześniej pracował. Decyzję skomentował na platformie X premier Donald Tusk.
Tyle że temat wcale nie jest zamknięty, a skoro lider lewicy odważnie wspomniał o braniu na siebie odpowiedzialności, to trzeba zapytać: w jaki sposób zamierza ją wziąć na siebie polityk, na którym naprawdę spoczywa polityczna odpowiedzialność za wsadzenie Bartłomieja Ciążyńskiego na dobrze płatną posadę w Sieci Badawczej Łukasiewicz? I dlaczego tego polityka niestety zabrakło na konferencji w Sejmie, którą to lewica chciała wyznaczyć wzorce?
Polityczna odpowiedzialność za aferę Bartłomieja Ciążyńskiego spoczywa na ministrze nauki Dariuszu Wieczorku
Bo skoro mowa o standardach i politycznych nominacjach w spółkach zależnych od polityków, to na razie jakoś nikt nie pokazał, w jaki sposób sytuacja polepszyła się po zmianie władzy. Bartłomiej Ciążyński był wiceministrem sprawiedliwości podległym Adamowi Bodnarowi, ale przecież afera, której ponosi dziś konsekwencje, dotyczy jego wcześniejszej pracy w spółce zależnej od ministra nauki. Nikt chyba nie ma wątpliwości, że posadę w Polskim Ośrodku Rozwoju Technologii (PORT) wchodzącym w skład Sieci Badawczej Łukasiewicz dostał po politycznej linii, szczególnie że szefem resortu nauki jest inny działacz Nowej Lewicy. Ciążyński przecież nigdy wcześniej nie zajmował się rozwojem technologii.